żeby żyć ekologicznie, nie trzeba być radykalnym | #lesswaste – od szczegółu do ogółu
Chociaż o ekologii nigdy za dużo nie myślałam, to zawsze była obecna w moim domu. Moja ukochana babcia, z którą mieszkam, stara się dbać o środowisko od kiedy tylko pamiętam. Funkcjonując wokół młodych ludzi, dla których nawet wyrzucenie czegoś na ziemię, a nie do śmietnika, nie powoduje wyrzutów sumienia i w odrębie instytucji, do których wszystko jest pakowane do jednego śmietnika, (jak było robione to w mojej szkole i, podejrzewam, jest tak w większości placówek oświaty), było wyzwaniem. Przez takie „wzorce” krzywiłam się nawet na pomysł zbierania nakrętek do oddzielnej torby niż tej, w której składowało się plastik. Uznawałam takie dziwactwa za zbędne i utrudniające codzienne życie. Ale dzięki szkolnym obchodom Dni Ziemi, kiedy z wielkimi workami sprzątaliśmy las, dzięki latom segregacji, tłumaczenia i oglądania filmów o zanieczyszczeniach – dojrzałam.
Mniej więcej w liceum zrozumiałam, że każdy mój czyn ma jakieś przełożenie na innych czy na przyszłość. Zaczęłam sama chcieć żyć w zgodzie ze sobą i z naturą, dbać o zdrowie swojej głowy, ciała i o środowisko. Postanowiłam zmienić nawyki, zaczynając od tych żywieniowych. Z minimalnej ilości mięsa w mojej diecie zostały już tylko ostatnie resztki do wyeliminowania, a sama uczę się gotować i przygotowywać wegetariańskie jedzenie. Od diety począwszy, przeszłam do wdrażania w życie minimalizmu, większą wagę przywiązując do jakości, biorąc pod uwagę wszystkie aspekty (jak warunki wytwarzania danego produktu). I tak na przykład przestałam kupować ubrania w sieciówkach. A potem zaczęłam starać się żyć możliwie ekologicznie. Nie jestem specjalistką, ani na pewno najbardziej kompetentną osobą w temacie (ekspertki będą podlinkowane na dole wpisu), ale mam parę swoich sposobików na możliwą oszczędność z myślą o ekologii, czyli na życie bez wyrzutów sumienia. Zaczynamy!
Zasada numer jeden: wystrzegaj się plastiku
Wchodząc do marketu i szukając dla siebie napoju, staram się wybierać taki, który będzie w szklanej butelce. To małe poświęcenie, o ile w ogóle można to nazwać jakimkolwiek poświęceniem, a jednak powala nam na możliwe ograniczenie szkodliwych śmieci i produkcji plastiku. Który jest niebezpieczny także dla małych żyjątek, funkcjonujących na przykład w morzach czy oceanach, które umierają uwiązane i uduszone przez pływające w wodzie śmieci. Każdy, kto oglądał „Tupot małych stóp”, animowany film o pingwinie-tancerzu, na pewno pamięta scenę, kiedy inny pingwin prawie się udusił, bo wsadził łeb w plastikowe nosidełko do butelek. Są osoby, (całkiem pozbawione empatii i rozumu), które powiedzą, że głupi ptaszor sam się o taką śmierć prosił, wpychając dziób w nie swoje sprawy. Tyle, że to my, ludzie, jesteśmy intruzami na tej planecie. A nie zwierzęta, na których terytoria wkraczamy, które torturujemy, zabijamy, a potem kładziemy sobie na talerzu.
Kupując makaron, ryż czy inny produkt, zawsze staram się wybierać taki zapakowany w kartonik, a nie w plastikowe opakowanie. Moja przyjaciółka zwróciła też uwagę na długopisy-jednorazówki, których wszyscy używamy i zaproponowała przerzucenie się na (bardziej ekologiczne) pióra.
Co swoje to lepsze
Słyszeliście kiedyś powiedzenie „to zły zwyczaj – nie pożyczaj”? Co prawda, chodzi o to, że kiedy coś od kogoś pożyczamy jest mała szansa, że dostaniemy to z powrotem, ale główna idea jest taka sama. Ja bardzo nie lubię uczucia posiadania czegoś na chwilę; nie przepadam za takim rodzajem zmian, dlatego też czasami ciężko mi jest rozstać się z książkami z biblioteki (i dlatego płacę gigantyczne kary…). Zawsze lepiej mieć coś swojego: zamiast chodzić w czyiś butach, lepiej chodzić w swoich które przez wychodzenie są idealnie dopasowane do naszych stóp. Prawda?
Okazuje się, że to bardzo ekologiczne podejście. Od wielu lat w moim domu chodzi się na zakupy z materiałową siatką. Bogu dzięki, przyszedł teraz trend na szmaciane torby, które zabiera się ze sobą nie tylko do supermarketu, ale też na przykład na uczelnię (zamiast skórzanych, ekstrawaganckich torebek). U mnie siatki z supermaretów są prawie zabronione; nie pakujemy do takich małych foliówek warzyw czy owoców. A wszelkie nieuniknione plastikowe reklamówki zabrane ze sklepu są potem workami na śmieci (których, jako takich, własnie przez to prawie w ogóle nie kupujemy). Jak już jesteśmy przy temacie hipermarketów i zakupów – warto przestawić się na własne pojemniki i tym samym uniknąć kupowania serów czy wędlin w plastikowych opakowaniach. A materiałowe woreczki na produkty drobne (jak nasiona czy orzechy) czy wypieki warto jest mieć w każdej siatce. Są także sklepy, które sprzedają produkty takie jak jogurt czy hummus na wagę, do szklanych słoiczków (także tych, które przyniesiemy z domu). Ba! Są nawet sklepy, które własnie tak, unikając plastiku, sprzedają środki czystości. Oczywiście, to już większy hardcore, wiele osób nie ma na to czasu i woli kupić „gotowe”, ale pamiętajmy, że „gotowe” to często nie tylko nieekologiczne ale także mniej zdrowe. Nie mówiąc już o tym, że na przykład taki hummus (czy kosmetyki) także można zrobić samemu w domu. Wystarczy chcieć.
Kolejny level możemy wbić przestawiając się na własny kubek – zamiast kupować kawę w plastikowych kubkach (a raczej papierowych podszytym plastikiem) możemy wybrać się rano ze swoim kubkiem termicznym, napełnionym gorąca kawą czy herbatą. A w ciągu dnia poprosić w kawiarni czy bufecie o kawę właśnie do naszego podłużnego pojemniczka. Przykładowo; Starbucks, chcąc choć trochę wesprzeć ekologię, oferuje swoje własne plastikowe kubki, wyglądające jak te ich oryginalne, w cenie 9 złotych. Przychodząc z takim kubkiem do ich kawiarni możemy kupić każdy napój tańszy o złotówkę. Co, jak wynika z prostej kalkulacji, już 9 zakupów wraca nam koszt samego kubka, nie mówiąc już o poczuciu, że nie przykładamy ręki do wycinki drzew.
Kolejnym komplecikiem, który warto mieć w swojej torbie, jest sztućcowe trio: łyżka, nóż, widelec. Sama czasem nie spodziewam się tego, że będę poza domem dłużej, niż planowałam. Knajpki, (a raczej uczelniane bufety), w których jemy, nie zawsze ugoszczą nas metalowymi sztućcami. Zamiast jeść jednorazówkami – które często nawet łamią się podczas posiłku, możemy mieć swoje sztućce, co jest nie tylko ekologiczne, ale też bardziej higieniczne. Z jedzeniem jest podobnie jak z napojami – najlepsza opcją dla nas byłoby zabieranie posiłków z domu, przygotowanych w plastikowych pojemniczkach, które są dostępne do kupienia prawie wszędzie. To zdrowsze i tańsze rozwiązanie; po latach podziękuje nam za to nie tylko nasz organizm, ale także portfel.
A jak z wodą i drzewami?
Prawdopodobnie naoglądałam się za dużo filmów o topnieniu lodowców i to dlatego teraz tak bardzo trafia mnie szlag, jak widzę marnotrawstwo. Wielokrotnie już o tym wspominałam, ale wspomnę raz jeszcze: w Gdańskich kranach znajduje się woda zdatna do picia, W Oliwie, w której miałam swoje ukochane liceum, potem pracę, a teraz uczelnie, woda z kranu w sali całego miasta jest najlepsza. W bistrach, w których jestem, zawsze pytam, czy byłaby możliwość otrzymania wody z kranu i często to się udaje. Jeżeli nie, proszę o wodę w szklanych butelkach.
Kolejnym trickiem, który stosujemy w domu, jest wiadro pod prysznicem. Jako, że w domu mieszkają same kobiety, często myjemy same włosy. Woda z mycia głowy jest wodą do toalety (tak jak ta z wiadra z mopa). Kolejne mini wiaderko stoi pod kranem w kuchni, i to nie dlatego, że cieknie. Podczas mycia rąk dużo wody ścieka właśnie tam, i to w niej namaczane są naczynia, z którymi nie poradziłaby sobie zmywarka. Ponadto, żadna niewypita herbata nie jest wylewana do zlewu, a do kwiatków – nikt w moim domu nie słodzi, a kwiatki chętnie przyjmą dodatkowe nawodnienie. Do konewki, stojącej obok kuchennego zlewu, wlewamy też wodę z ekspresu, która już trochę postała i raczej nie nadaje się do zaparzenia kawy.
Jestem człowiekiem papieru – uwielbiam go, tak jak uwielbiam na nim pisać i kreślić. Ponadto, na studiach dają nam dużo do czytania, a ja nienawidzę czytać tekstów na ekranie. Dlatego musiałam wszystko drukować. Drukuję więc dwustronnie, a jeżeli to się nie udaje (bo wykładowca przesyłając nam skany trochę namieszał i ciężko to ogarnąć), druga strona kartek jest zawsze przeznaczana na zapiski. I tak odkładam każdą kartkę – nawet te z kalendarza ściennego – do zabazgrania, a potem na makulaturę. Chcąc ograniczyć zużywanie papieru, od drugiego semestru notuję wszystko w laptopie. To dla mnie wyzwanie, zawsze wolałam pisać ręcznie, ale przecież w życiu nie chodzi tylko o nasz komfort. Dla topornych i całkiem niereformowalnych zwolenników bazgrołków na papierze, polecam, żeby choć trochę zniwelować wyrzuty sumienia, papier pochodzący z recyklingu.
Wiem, co sporo osób myśli. Co to niby zmieni? Świat przecież dalej będzie zaśmiecony. Tak jak w przypadku wegetarianizmu – co z tego, że nie będę jadł mięsa, skoro rzeźnie dalej będą istnieć? Co z tego, że zagłosuję, skoro partia oponenta dalej wygra? Mój gest, głos i moje zachowanie nic nie znaczą. Wręcz przeciwnie.
Nikogo nie zmuszam do radykalizmu. Nie mówię, że osoby jedzące w McDonald’sie to potwory. Samej czasem zdarza mi się tam zjeść. Nie chodzi o to, żeby przemienić się w ekoświra, który wyjmuje karabin jak tylko widzi kogoś, kto nie segreguje śmieci. Chodzi o bycie uważnym, o myślenie i o bycie w porządku. Wobec siebie, ludzi i natury, dzięki której jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Niezbyt kulturalnie jest nie szanować swojego sojusznika, który w dodatku tak mile nas ugaszcza od wielu tysięcy lat.
Znacie powiedzenia, że „ziarno do ziarnka, a zbierze się garstka”? Tak samo jest za wszystkim. Oczywiście, że plastik będzie wciąż produkowany. W dodatku dalej w nadmiernej ilości. Ale czy na pewno chcemy przyczyniać się do tego? Do osłabiania kondycji naszej planety, do takiego kształtowania środowiska, w którym będą żyć przyszłe pokolenia? Nie bądźmy egoistami i postarajmy się dla nich i dla nas, obecnie tu żyjących. Małymi kroczkami powoli idąc ku celu lepszej przyszłości.
Temat zero waste przestaje być tematem niszowym, a zaczyna być stylem życia, w dodatku coraz bardziej popularnym. Od dawna obserwuję Kasię Wągrowską z bloga Ograniczam Się i Joannę Ryfkę z Szafy Sztywiary (które z tego miejsca serdecznie pozdrawiam, bo tak się złożyło, że prawdopodobnie są obok mnie w Warszawie, kiedy ten wpis jest publikowany). To dziewczyny, pokazując na instastories proste nawyki, które pomagają nam żyć ekologicznie, zainspirowały mnie do wielu zmian. Do obu Pań jak najbardziej polecam zajrzeć*.
Ponadto, za tydzień rusza w Trójmieście projekt „Less Waste. Dlaczego to istotne?”, zakładający dyskusję o ekologii i różne warsztaty (m.in. z szycia ekotoreb ze starych banerów czy wytwarzania naturalnych kosmetyków). Panel otwierający cały projekt będzie miał miejsce 7 marca (przyszła środa) o 18:30 na Uniwersytecie Gdańskim. Zapraszam wszystkich serdecznie, chociażby ze względu na to, że gościem specjalnym dyskusji będzie właśnie Kasia, wspominana już przeze mnie wielokrotnie 🙂 Oprócz Kasi będę też ja, w roli prowadzącej panel, więc tym bardziej będzie mi miło się z Wami zobaczyć. Link do wydarzenia możecie znaleźć >>TUTAJ<<, a do zapisów na warsztaty szycia superwytrzymałych ekotoreb >>TUTAJ<<.
Do zobaczenia!
*Dla zainteresowanych tematem, tutaj znajdziecie wpis Asi o życiu zero waste bez fanatyzmu >>KLIK<<, a tutaj podlinkowuję kanał Kasi, pełen świetnych materiałów: >>KLIK<<
Berenika
3 marca, 2018 at 9:55 amPo tej Warszawie sama zaczęłam intensywnie myśleć nad życiem zgodnie z ideą less waste. W sumie wszystko już wcześniej do tego zmierzało, ale właśnie te dwa dni przybiły gwoździa do tej trumny z plastiku.
Na pewno podbiorę od Ciebie parę tricków! 🙂
barbgrabowska
11 marca, 2018 at 10:40 amod małych zmian zawsze się zaczyna i na pewno nie są one „na nic”, powodzenia!
Kasia W | Ograniczam Się
9 marca, 2018 at 9:56 amPisałaś ten wpis w Warszawie? To rzeczywiście zaglądałam Ci chyba nawet przez ramię 😉 Dzięki, Basiu, za ten wpis, za wzmiankę o mnie i Ryfce (w imieniu tejże) i za poprowadzenie panelu o less waste. To mega cieszy, że mówi się o tym coraz więcej!
barbgrabowska
11 marca, 2018 at 10:42 amwpis napisałam chwilę przed wyjazdem do WWA, w piątek 😉
to ja dziękuję Kasiu, ze zgodziłaś się przyjechać na nasz panel i ż etyle do niego wniosłaś!
i, mam nadzieję, do szybkiego zobaczenia!
Szafa Sztywniary
10 marca, 2018 at 8:53 pmO, kurczę, dzięki za wzmiankę! Cały czas czuję się totalnym żółtodziobem w tych eko-tematach i za każdym razem jestem w szoku, kiedy czytam, że udało mi się kogoś zainspirować do wprowadzenia jakichś zmian. Ale to jest super, bo pokazuje, że wcale nie trzeba być 100% bio-eko-wegan-fair-trade superbohaterką, żeby zmieniać świat. Każdy z nas ma jakiś wpływ na otoczenie – czy propaguje zero waste na blogu, czy tłumaczy koleżance z pracy, czemu zamiast jednorazowych sztućców używa własnych, czy np. rezygnuje z folii przy pakowaniu towaru w prowadzonym przez siebie sklepie. W kupie siła! 🙂
barbgrabowska
11 marca, 2018 at 10:43 amczasem takie żółtodzioby potrafią być większą inspiracją, bo nie straszą radykalizmem i pokazują swój nieidealizm!
dzięki Ryfka!
Przeżycia zamiast rzeczy. Konsumpcjonizm i walka ze stresem | GajaPisze.pl
10 czerwca, 2019 at 8:03 am[…] i zwracać uwagę na miejsce i warunki produkcji. Coraz popularniejsza będzie idea less-waste czy zero waste. A w odleglejszej przyszłości wiele rzeczy wyprodukujemy sami […]