nie głosujesz? nie narzekaj! | o wyborach samorządowych, prawie wyborczym i społecznej odpowiedzialności
Od kiedy pamiętam byłam wychowywana w duchu bardzo demokratycznym. Część mojej rodziny pracowała w stoczni, a niektórzy nawet uczestniczyli w tych słynnych, wolnościowych strajkach, w których ludzie ryzykowali własne życie na rzecz wolności. Między innymi przez to „kwestie stoczniowe” – wszelkie strajki, demonstracje, stan wojenny – wzbudzają we mnie bardzo silne emocje. Przejeżdżając przez gdyński most mam ciarki wiedząc, że ginęli tu ludzie, walcząc o moją wolność i prawo wyboru. O demokrację, która dziś jest niedoceniana i uważana za „pewnik”.
Jak byłam mała, moja mama i babcia zawsze zabierały mnie ze sobą na wybory. Chodziłam z nimi, widziałam jak zaznaczają kwadraty, czasami pozwalały mi postawić krzyżyk za kotarą a potem złożyć głos i wrzucić do urny. Tłumaczono mi jak bardzo ważne jest to, żeby korzystać z tej demokracji, za którą umierali ludzie.
Wiem, ze żyjąc w Polsce w 2018 roku wydaje nam się, że wszystko jest trwałe. Że demokracja, wolność i respektowanie praw obywateli zostały nam dane na zawsze. Że nie ma co się tym przejmować, bo trudno będzie nam to utracić. A skoro będzie tak już zawsze, to jak jedne wybory się ominie, to przecież świat się nie zawali, prawda? Będą kolejne, pójdziemy do urny przy innej okazji. Wtedy, kiedy będziemy mieć na to czas, kiedy nie będziemy mieć planów na weekend, pracy w domu do zrobienia, mieszkania do sprzątnięcia, umówionego obiadu ze znajomymi. Muszę niektórych zmartwić – no niekoniecznie tak jest. To nie tak, że wybory można odłożyć na potem, że są teraz inne sprawy i nie ma się czasu. No i nie jest tak, że obecny ustrój jest pewny i nieodwracalny. Mało tego, na świecie, jak i w kraju, wcale nie jest tak kolorowo, niedawne sytuacje wcale nie uspakajają ani nie pozwalają nam czuć się bezpiecznie.
Ostatnio mówiłam na swoim instagramie (zachęcam do śledzenia, staram się tam komentować różne ważne i ważniejsze sprawy na bieżąco!), że cieszę się, że nie mam ostatnio dużo czasu na przejmowanie się polityką i tym, co się dzieje w naszym państwie. Bo kiedy spoglądam na wiadomości, to czuję się totalnie przerażona. Przerażona tym, ze prezydent Stanów Zjednoczonych twierdzi, że nastały „trudne czasy dla młodych mężczyzn” (bo biali, heteroseksualni faceci najbardziej są pokrzywdzeni w XXI wieku!). Ale przecież nie musimy spoglądać tak daleko! Wystarczy zajrzeć na swoje podwórko: w Lublinie prezydent zakazał (albo raczej – próbował zakazać) marszu równości, w Olsztyn były prezydent tego miasta, który ma poważne zarzuty molestowania i gwałtu na pracownicach ratusza znów ubiega się o poparcie, prezydent Legionowa przedstawia swoje kandydatki na radne obrzydliwymi, seksistowskimi opisami (panią od biologii nazywa „panią od seksu”, a innej kobiecie mówi, że „jest za ładna”), – a potem dostaje potem od przedstawiciela PO replikę miecza Piłsudskiego, żeby dobrze prowadzić legionowski lud. Tak, to wszystko wydarzyło się naprawdę w ciągu ubiegłych dwóch, trzech tygodni, a najbardziej przeraża mnie fakt, że na takie incydenty jest społeczne przyzwolenie. Na legionowskiej konwencji wyborczej wszyscy się śmiali i dokazywali z żartów prezydenta dla temat kandydatek, nikt nie zaprotestował.
Stanowiska tych ludzi – czy to prezydenta Legionowa, Lublina czy Olsztyna – zależały i zależą od nas i chociażby dlatego warto się tym przejąć. Najlepiej już w następną niedzielę, przy urnie wyborczej.
Pamiętam kiedy z gimnazjum i ze szkoły średniej poszliśmy na „warsztaty z demokracji” do gdańskiego Europejskiego Centrum Solidarności. Oprócz rozmowy o demokracji, jako uczniowie dostaliśmy zadanie do wykonania w formie dylematu, który trzeba było jakoś rozwiązać. Była nakreślona sytuacja (bardzo ważnej dla nas) imprezy w lesie, na którą „trzeba było” wyjechać bardzo wcześnie rano, a wrócić z niej można było tylko bardzo późno. Nasz „dylemat” polegał na dokonaniu wyboru pomiędzy wzięciem udziału w wyborach, które AKURAT miały miejsce w dniu imprezy w leśnym domku a pojechaniem na melanż. Pamiętam te iskierki w oczach edukatorów, którzy tylko czekali na nasze odpowiedzi, podstawie których można byłoby wysnuć wniosek, że młodzi mają w dupie demokrację. Jednak wszyscy jak jeden mąż (albo jak jedna żona!) zgodnie kłócili się z prowadzącymi, no bo nikt nie mógł uwierzyć, że na imprezę naprawdę nie da się wyjechać później (po złożeniu głosu), albo wrócić wcześniej (i zdążyć zagłosować). I tutaj chciałabym zadać jedno pytanie: czy stawianie ludzi pod murem i nakazywanie im rezygnować z przyjemności na rzecz demokracji jest dobrym pijarem (dla tej demokracji)? Niekoniecznie.
Prawda jest taka, że żeby zagłosować, NIE TRZEBA z niczego rezygnować, żeby móc głosować! (To się nawet kurczę rymuje!) Nie ma wykrętów, przykro mi. Dla tych, którzy wyjeżdżają za miasto też jest rozwiązanie, o czym niżej. Mało tego – nie ma NICZEGO* ważniejszego niż (świadome) oddanie głosu w przyszłą niedzielę. Tu chodzi o naszą przyszłość, w dodatku tą dotyczącą nas lokalnie! To polityka najbliższa mieszkańcom, która dotyczy ich codziennego życia. Czy naprawdę nie przeszkadzałoby Ci to, gdyby Twój prezydent miasta, który został wyłoniony w ostatnich wyborach, w których nie uczestniczyłeś z lenistwa, w przerwach od „pracy” molestował kobiety w urzędzie? Jeżeli choć trochę rusza Cię to, co się dzieję, rusz swój tyłek i zagłosuj. Najlepiej mądrze.
A teraz kilka ważnych odpowiedzi na ważne pytania:
Co jeśli nie będzie nas w rodzinnym mieście (mieście zameldowania) w niedzielę? Czy mamy szansę zagłosować w miejscu zamieszkania?
Tak! Jeszcze do DZISIAJ jest taka możliwość. Wystarczy wejść na stronę >>KLIK<<, założyć profil zaufany i wypełnić wniosek. Całość zajmuje niecałe 10 minut, a procedura działa do dziś do północy.
W jakich godzinach mogę zagłosować?
Wszystkie lokale wyborcze będą otwarte w godzinach 7:00-21:00. To wystarczająco dużo czasu, żeby znaleźć chwilę na podskoczenie do swojego lokalu i oddanie głosu 😉
Czy mój głos w ogóle się liczy?
TAK! Oczywiście, że tak! Każdy głos jest BARDZO ważny i ma REALNY wpływ na sytuację. W kupie siła! Tylko metodą „małych kroczków” (baby steps) możemy coś zdziałać. Nie słuchaj osoby, która twierdzi, że swoim głosem nie jest w stanie niczego zmienić. To lenistwo, szukanie usprawiedliwienia. Idź do urny i decyduj! Twoje zdanie i wybór naprawdę się liczą.
Dlaczego warto?
Warto, żeby potem móc ponarzekać. Można być rozczarowanym, wkurzonym czy raczej mieć podstawę do zmienienia zdania albo utwierdzenia się w swoim przekonaniu. Nie głosując nie mamy prawa narzekać, bo i czemu? Nie zrobiliśmy NIC, żeby wpłynąć na daną sytuację, odpuściliśmy to nie ma się o co burzyć, jesteśmy frajerami i tyle.
Mam nadzieję, że swoją gadaniną (w tym wypadku pisaniną;) przekonałam choć jedną osobę do właściwego zaplanowania sobie najbliższej niedzieli. Do zobaczenia przy urnie!
*
*Zanim ludzie rzucą mi się do gardeł – tak, wiem, że są różne przypadki losowe, naprawdę. Ale lunch z koleżanką, niespodziewany wyjazd za miasto czy inne „obowiązki” czy plany na pewno mogą poczekać 😉
Leave a Reply