marzec: 3 rzeczy, które możesz zrobić (dla siebie)
Anomalie pogodowe w Trójmieście nie są niczym niezwykłym. Ba, ostatnio anomalie pogodowe w Polsce są normą – beznadziejna jakoś powietrza już przestała nas szokować, tak samo jak dużo spóźniona zima. Pamiętam śnieg na Wielkanoc – w kwietniu, czy na maturę – w maju. Ale marzec to zwykle miesiąc wielkich topnień; kałuż, chlapy i powodzi. A jednak ten marzec, marzec 2018 roku, jest okazał się inny: codziennie rano (a minęło już 6 dni!) zaskakuje mnie tonami śniegu, który nie tylko prosi się, ale także (niestety) wymaga odgarnięcia. I jak tu żyć?
Luty minął mi w mgnieniu oka. Działo się bardzo dużo, mimo to, że przez większość miesiąca miałam przerwę na uczelni, Wydaje mi się, że 2018 rok rzuca mi wiele wyzwań, ale nie chcę zwalniać tempa. Oczywiście, nie zapominając o dbaniu o swój komfort psychiczny. Co dobrego możemy zrobić dla siebie w marcu? Podaję Wam 3 proste propozycje, które może nie dotykają tematów marcowych – Pierwszego Dnia Wiosny czy Dnia Kobiet, ale zawsze można je pod te okazje podczepić. Zaczynamy!
1. Wyjedź do innego miasta
Nie musisz tam nocować! Chodzi o zmianę powietrza i klimatu, chociaż na moment. Od lutowego wpisu zmieniałam powietrze aż dwa razy. Najpierw pojechałam na jeden dzień do Torunia – nigdy tam nie byłam, a akurat trwał ostatni tydzień wystawy Davida Lyncha. Z Gdańska do Torunia są niecałe 3 godziny, samo zwiedzanie wystawy w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej zajęło koło dwóch. Oprócz zjedzenia pierogów i kupienia paczki pierników (takich samych jakie dwa dni później znalazłam w Biedronce…) nie miałam w ogóle czasu zobaczyć miasta. Nie tak to sobie zaplanowałam, ale przynajmniej mam teraz pretekst, żeby tam wrócić i pozwiedzać. Dwa tygodnie później byłam w Warszawie, tym razem z noclegiem i konkretnym celem – zostałam zaproszona na seminarium dla blogerów, zorganizowane przez Komisję Europejską. Ale o tym przeczytacie za tydzień 😉 Takie chwilowe oderwanie się od codzienności może naprawdę pozytywnie wpłynąć na naszą psychikę i nastawienie. Jeżeli nie mamy możliwości się wyrwać – może zmieńmy trasę jechania do szkoły czy pracy. Pojedźmy inną drogą, oglądając inne budynki i ulice. Wystarczy wypić kawę w innym mieście lub choćby innym miejscu niż zwykle, żeby poczuć drobną zmianę, która może niewyobrażalnie odmienić nasz dzień.
Wracając na chwilę do tematu wystaw – to też dobry pomysł na spędzenie czasu. Schronienie się w jakiejś galerii sztuki i uaktywnienie swojej prawej półkuli mózgu, o której często zapominamy, zajmując się codziennymi problemami pierwszego świata, także może odprężyć i pomóc przetrwać. Co prawda, wystawa przedstawiająca działalność Lyncha, którą oglądałam w Toruniu, już minęła, ale w Trójmieście – jak i w każdym większym mieście – co rusz pojawia się coś nowego i intrygującego. Wystarczy zrobić rzetelny research. (A w wypadku poszukiwania czegoś fajnego właśnie w Trójmieście – zaobserwować Marka na instagramie (link >>TUTAJ<<), który wrzuca codzienne kwadraty z życia kulturalnego).
2. Wyjdź na spacer i/lub skorzystaj ze śniegu!
Wiem, że są osoby, które średnio znoszą niskie temperatury. Sama kiepsko sobie radzę ze zmianami pogodowymi i chociaż śnieg darzę sporą sympatią to brak czasu na wykorzystanie jego obecności i pojechanie na snowboard, nie za dobrze mnie nastraja. Dotlenienie mózgu jest nam jednak niezbędne do prawidłowego funkcjonowania – i dotyczy to także tych, którzy wystrzegają się świeżego powietrza jak tylko mogą.
Kocham snowboard. Mogłabym na desce umrzeć, albo chociaż spędzić na niej większość swojego życia. Sporty zimowe są naprawdę ekscytujące, pierwsze co mogę polecić, to wybrać się na wyciąg. Dla tych, którzy nie są do końca przekonani, nie chcą, albo nie mogą – wystarczy spacer. Można wziąć ze sobą słuchawki, aparat czy nawet książkę (to oczywiście wersja dla odważnych i odpornych na mrozy). Ostatnio sama się wybrałam na przechadzkę do jeziora. (Średnio obliczyłam wtedy czas, bo zamiast iść w jedną stronę trzydzieści minut, szłam półtorej godziny… Ale przynajmniej się dotleniłam!)
3. Zrób sobie wolne
Nie trzeba cały marzec marznąć, spacerować i korzystać ze śniegu. Nie ma nic lepszego niż padający za oknem śnieg, siedzenie pod kocem z kubkiem kakao czy gorącej herbaty i oglądanie seriali. Poświęć chwilę na zrobienie sobie prawdziwej gorącej czekolady. Stopienie tabliczki, rozpuszczenie jej w garnuszku i dodanie kardamonu, cynamonu czy bitej śmietany na wierzchu (już po przelaniu do naszego ulubionego kubka) to tylko chwila roboty. A wszyscy przecież dobrze wiemy, że warto czasem się porozpieszczać 😉
Wracając jednak do tematu seriali – mam dla Was dwa polecenia. Nigdy nie byłam dobra w oglądaniu czegokolwiek; bez znaczenia czy chodzi o filmy czy o seriale. Tych drugich w ogóle nie ruszałam, bo bałam się, że przepadnę. I miałam rację. Oglądając Stranger Things na studia (tak, naprawdę tak wyglądała moja praca domowa), obejrzałam wszystko w cztery dni. Niech mój przykład będzie dla Was przestrogą – nie ma już raczej powrotu do stanu „przed” wkręceniem się w Netflixa. W ferie skończyłam oglądać Grace i Frankie – o tym jak dwie babki 70+ dowiadują się, że ich mężowie-wspólnicy mają ze sobą romans. Kobiety, chociaż na początku nie darzą się zbyt wielką sympatią, zaczynają się wspierać w sytuacjach rozwodu i przyjaźnić się – na tyle, żeby w czwartym sezonie zacząć projektować wibratory dla seniorek. Jak na razie na Netflixie dostępne są 4 sezony, a odcinki trwają koło 20 minut.
Dla fanek i fanów jakiś poważniejszych seriali polecam Masters of Sex – adaptacja biografii „Masters of Sex: The Life and Times of William Masters and Virginia Johnson” Thomasa Maiera. Ten amerykański serial obyczajowy opowiada o początkach seksuologii. Przynajmniej w głównej mierze, ale poboczne wątki poruszają dużo inny tematów (jak rasizm, homoseksualizm, rewolucję seksualną i obyczajową czy rolę kobiety w świecie nauki). Cała akcja serialu toczy się w Ameryce w latach 50/60. Wielowątkowość, kostiumy, gra i cała fabuła pochłania – mimo, że odcinki trwają zwykle całą godzinę. To, jak na razie, najlepsze w co się wkręciłam. (I z tego miejsca dziękuję Agnieszce za polecenie mi tego cuda!)
Dzisiaj mija 65. dzień tego roku. Przy okazji rozpoczynania nowego miesiąca, można przeanalizować sobie poprzedni i zadać sobie jedno, całkiem proste pytanie: czy żyło mi się fajnie? Mi akurat żyło się całkiem fajnie i tego również Wam życzę!
To co? Najpierw sanki, potem Netflix?
Miłego marca!
Invincibleblog
31 marca, 2018 at 8:04 pmPunkt pierwszy i drugi odpada, bo czytam lektury maturalne. Niestety, w tym roku matura. Trzeba zdać ale porady ciekawe 😉
blog