czerwiec: 3 rzeczy, które możesz zrobić (dla siebie)
Wydaje mi się, że czerwiec większości ludzi kojarzy się z dwoma paradoksalnie sprzecznymi rzeczami – pierwsza osłona szóstego miesiąca tego roku to przede wszystkim koniec roku. Czerwiec to czas udowadniania, że wcale nie przespaliśmy całego semestru czy roku i ogarnianie wszystkiego na ostatnią chwilę. Kulminacja wszelkich projektów, prac zaliczeniowych, prezentacji, egzaminów i stresu, które mogą być nam wynagrodzone drugą stroną czerwcowego medalu. Czyli lodami, morzem, pierwszymi letnimi upałami, plażą i zimnym piwem.
Jak to wszystko pogodzić? Jak połączyć przyjemne z pożytecznym i nie zwariować?
Jak co miesiąc, mam dla Was trzy pomysły na czerwiec.
Zaczynamy!
1. odkryj w sobie dziecko
Czerwiec wita nas Dniem Dziecka, którego życie niegdyś (a może u niektórych nadal) obfitowało w tonę czekoladek, łakoci i innych przyjemności. W szkole były luzy, nauczyciele sami częstowali nas słodyczami i odpuszczali sprawdziany. Moje dzieciństwo to głównie siniaki przez kopanie w piłkę i zielone plamy na ubraniach po trawie. Skakałam po drzewach jakby Tarzan był moim najlepszym kumplem, jeździłam na rowerach i było mnie wszędzie pełno. Oprócz uprawiania sportu i słuchania „Kołysanki dla Nieznajomej” odkrywałam swoją „dzielnię”.
Czasami łapię się na tym, że czuję się jak mały dzieciak. I nie tylko wtedy, kiedy idę z babcią czy tatą na lody. Kiedy wyjeżdżam do innego miasta czuję się jak mała odkrywczyni, eksplorująca dalekie zakątki, które kiedyś wydawałyby mi się końcem świata. Myślę, że wtedy było naprawdę fajnie, lubię to wspominać, ale teraz jest równie dobrze. Bywają w naszym życiu chwile, że naprawdę trzeba na moment zrzucić z siebie dorosłość i stać się ponownie dzieckiem.
Idź do sklepu i kup sobie jajko z niespodzianką, lody calypso, takie farbujące język czy „kulkowe”. Zrób coś co wyciągnie z Ciebie ten dziecięcy pierwiastek, dziecięcą radość i ciekawość. Niedawno pisałam o tym, że życie jest chwilą, że to ulotne momenty kreują nas i są kluczowe w naszym postrzeganiu. Na pewno niemałą rolę w kształtowaniu nas odegrało nasze dzieciństwo. Warto zatem przypomnieć sobie jacy byliśmy kiedyś i odkopać sobie te skrawki beztroski.
2. nie rób wszystkiego na już
Masz deadline dopiero na przyszły tydzień? Czas obliczyć, że w takim razie masz czas na co najmniej 23 odcinki. W dodatku możesz spać do dziesiątej i w ogóle nie przebierać się z piżamy. Praca zaliczeniowa do oddania na wtorek? Usiądziesz do tego w poniedziałek wieczór. Nie mam racji?
Spoko, wszyscy tak robią. Teraz tak się wymądrzam, a sama często zostawiam wszystko na ostatnią chwilę, żeby potem dostawać palpitacji serca i wypijać melisę za melisą, licząc na to, że jednak zdążę. Wspinam się na najwyższe wyżyny stresu, żeby potem chodzić spać z bólem brzucha i wstawać w nerwach. I słuchać, że jak będę dalej tak żyć, to dostanę zawału w okolicach trzydziestki. Ale nie ma co się tak nad sobą użalać, przecież kiedyś trzeba wziąć się w garść.
Wszyscy wiemy, że podstawą wszystkiego jest dobra organizacja. Sama prowadzę google calendar, zaglądam do planera i obklejam przestrzeń całą masą żółtych samoprzylepnych karteczek, żeby ogarnąć wszystko, co muszę. Post o samoorganizacji planuję dopiero pod koniec sierpnia, tak w sam raz na nowy rok szkolny, ale warto zacząć ogarniać się już teraz. Najgorsze co można zrobić to odwlekanie obowiązków i odgrzebywanie ich wtedy, kiedy ich nadmiar nas przygniata. Jeżeli chodzi o dobrą organizację pracy i nauki, mogę Wam polecić kanał mojej przyjaciółki Kasi, na który tłumaczy jak uczyć się efektywnie.
Na pocieszenie napiszę, że finisze zawsze są ciężkie. Biorąc udział w zawodach w biegach długodystansowych to końcowy odcinek będzie od Ciebie wymagać najwięcej i pochłonie najwięcej pokładów energii. Dlatego do tego finiszu i przygotowań warto zabrać się wcześniej. Chociażby po to, żeby żyć odrobinkę spokojniej. A jak już mowa o relaksie to…
3. po odhaczeniu wszystkich „tick’ów” z listy, daj sobie nagrodę
Nie byłabym sobą, gdybym po raz kolejny nie pochwaliła się korzystaniem z Netflixa (z którego korzystam dopiero pół roku, kiedy wszyscy pozostali są uzależnieni od 2015). Dzisiaj polecę Wam film, który jest lekki, ale tylko wtedy, kiedy go nie analizujemy i jego powierzchowność nam wystarcza. Czerwcowy wybór pada na „Nie jestem łatwy” – film demaskujący zakorzeniony we współczesnym świecie patriarchat.
Następuje gwałtowne i niespodziewane odwrócenie ról. Teraz to „menizm” jest mniejszością, a feminizm rządzi światem. Mężczyzna będący głównym bohaterem filmu – Daniel – nie może się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć, ale niektórym imponuje jego tak rzadko spotykane siła i niezależność. To zaskakujące odwrócenie społecznych konwencji bawi czasami do łez, ale także uświadamia. Między innymi uświadamia to, jak wiele patriarchalnego kurzu zalega na naszym społeczeństwie i jak bardzo jesteśmy do tego przyzwyczajeni – na tyle, żeby w ogóle nie zwracać na te różnice uwagi.
Po obejrzeniu „Nie jestem łatwy” moje myśli skierowały się ku „Seksmisji”, polskiej wizji odwróconego porządku. Chociaż ta polska, stara komedia pokazuje podobne zagubienie mężczyzn w świecie zdominowanym przez kobiety, to są to dwie zupełnie inne pozycje. Nie będę się długo rozwodzić na temat tego francuskiego wytknięcia błędów i dysproporcji, tylko zaproszę Was do przeczytania recenzji Kasi Barczyk – Lady Pasztet, która poświęciła filmowi osobny wpis. No i zachęcam do obejrzenia – ja bawiłam się naprawdę przednio!
Wchodząc w czerwiec, szósty miesiąc roku, zbliżamy się powoli do połowy 2018. Mi mija ten rok zaskakująco szybko; dużo się dzieję, dużo działam i dużo zmieniam. Staram się być produktywna, wyciskać te możliwości jak cytryny, ale w tym nieustannym pędzie warto pamiętać o odpoczynku. No i pilnować tego, żeby nie zabić w sobie dziecka.
Dobrego czerwca!
Leave a Reply