święta – czas marnotrawstwa | podziel się posiłkiem z bezdomnymi

Jako dziecko uwielbiałam święta. Cieszyłam się jak tylko spadł śnieg, bo oznaczało to, że już niedługo dom przyozdobią setki lampek, a zapach choinki będzie nieustannie mi towarzyszył. Wszystko to, razem z moim całym dzieciństwem, było bardzo beztroskie; zamiast słuchać politycznych czy światopoglądowych dyskusji stale zerkałam na lśniące paczki pod świątecznym drzewkiem, które tylko czekały na moment, w którym dorośli zjedzą, a ja będę mogła się nimi zaopiekować.

Te czasy niestety bezpowrotnie minęły i teraz święta mają dla mnie zupełnie inny wymiar: cieszę się, że spotkam sie ze swoją rodziną, a rozmowy przy stole, wcześniej uznawane przeze mnie za nudne i zbędne, są dla mnie najważniejsze. Już nie boję się świętego Mikołaja, w którego strój przebiera się mój wujek, sama częstuję bliskich (i siebie) alkoholem, a do stołu siadam w szpilkach i z czerwoną szminką na ustach. Jednak jedna rzecz na pewno się nie zmieniła: jestem niejadkiem.

Od kiedy tylko pamiętam, święta – zarówno bożnonarodzeniowe jak i te wielkanocne – były dla mnie dniami postnymi. Będąc małą dziewczynką, chowałam w stole mambę, żeby jakoś przetrwać tą gehennę. Teraz, kiedy dochodzi do tego światopogląd i unikam mięsa jak tylko mogę, poszczę jeszcze bardziej. Nie narzucam swoich poglądów innym, nie zabraniam im jeść mięsa czy w ogóle potraw, których ja nie toleruję, ale, stety niestety,  ta tolerancja nie usypia mojej czujności. I od paru lat jestem bacznym obserwatorem hipokryzji katolików, a przynajmniej tych, którzy święta Bożego Nardozenia obchodzą.

swieta-czas-marnotrastwa-podziel-sie-posilkiem-z-bezdomnymi
Święta to na ogół czas dobroci i dobrych uczynków. Ludzie w grudniu chętniej dają biednym pieniądze i wspiarają charektatywne akcje. Startuje kupa fajnych akcji, w które można sie zaangażować. Rusza na przykład Szlachetna Paczka, a osoby publiczne szyją pluszowe misie na rzecz fundacji TVN czy akcji Allegro. Między jednymi datkami a drugimi, masa ludzi przepycha się w kolejkach w supermarketach z przepełnionymi wózkami sklepowymi. Tak się niefortunnie zdarzyło, że jestem w wieku, kiedy najczęściej „odbija” czyli po ludzku postanawiasz o coś walczyć, a dla mnie tym czymś jest po prostu lepszy świat.

Już parę tygodni przed świętami rozpoczął się okres globalnego konsumpcjonizmu. Ludzie, najwidoczniej jeszcze jedną nogą tkwiąc w czasach komuny, oszołomieni promocjami zaczynają robić zakupy. Oczywiście co najmniej takie, których nie będą w stanie unieść. Po wydaniu grubych milionów na kilkanaście rodzajów ryb, warzyw, ciast itd,, przechodzimy się do etapu rozciągniętej w czasie kłótni. Co jakiś słychać wtedy z kuchni „po co mi to wszystko?”, „ja się na takie święta nie pisałam” i tym podobne. Po tych dwóch arcytradycyjnych tematach dochodzimy do mojego ulubionego czyli do wigilijnego stołu. Tradycyjne dwanaście potraw wygladające w moich oczach jak mniej więcej pięć tysięcy osiemset sześćdziesiąt jeden dań. I nie, to nie zazdrość, że ja tych rzeczy nie jem. To poczucie obrzydliwego marnotrastwa, kiedy widzę, że 3/4 wigilijnych potraw zostaje na stole. Moi bliscy nie tylko niepotrzebnie zmarnowali długie godziny w kuchni, ale także ogrom jedzenia będzie po prostu do wyrzucenia.

swieta-czas-marnotrawstwa-podziel-sie-posilkiem-z-bezdomnymi
Wiem, co niektórzy z Was powiedzą. Że wcale jedzenie się nie marnuje, tylko się je dojada w ciągu kilku nastepnych dni. I że święta są raz w roku, to przecież można sobie pozwolić. Ale czy na pewno? Czy naprawdę musimy wychodzić z obiadów rodzinnych z przepełnionymi brzuchami? Czy naprawdę musimy się przejadać? I nawet jeżeli potrawy świąteczne, które zostały, dojada się po uroczystości to i tak, nie oszukujmy się, koniec końców duża część z nich wyląduje na śmietniku. Czy naprawdę o to chodzi w świętach? Często wymuszone życzenia wymieniane z rodziną przed pasterką to za mało? Jeden z siedmiu grzechów główych, mówiący o nieumiarkowaniu w jedzeniu i piciu, tez musimy zaliczać?

Nie, nie chodze do kościoła ani do spowiedzi. Nie liczę swoich grzechów. Ale to nie przeszkadza mi w próbowaniu być dobrym człowiekiem. I szlag mnie trafa kiedy widzę, że przez rozprzestrzeniający się konsumpcjonizm rośnie przepaść pomiędzy ludźmi żyjącymi w dobrobycie a tymi na marginesie społecznym. Widząc te tony jedzenia pozostałe na wigilijnym stole chciało mi się płakać, bo wiedziałam, że nasz dom nie jest jedyny. Całe szczęście, da się z tym coś zrobić.

swieta-czas-marnotrawstwa-podziel-sie-posilkiem-z-bezdomnymi
W dniach 26-28 grudnia trwa akcja „Podziel Się Posilkiem z Bezdomnymi”
. W ramach tego, swoje domy, a raczej pozostałe jedzenie, można zgłaszać za pomocą formularza dostępnego na stronie www.podzielmysie.pl (wystarczy kliknąć w adres!). Na podanej stronie znajduje się róznież lista miast, które obejmuje cała akcja (czyli TUTAJ). Wolontariusze przyjadą pod wskazany adres odebrać żywność i zawiozą ją potrzebującym – osobom bezdomnym. To naprawdę potrzebny gest, który nie kosztuje nas dużo, a bardzo pomoże. Jedzenie, które trafiłoby do śmieci, trafi do żołądków głodnych osób.

Co roku wyrzucamy tony jedzenia, nie tylko podczas świąt. W punktach gastronomicznych typu szwedzkiego bufetu, tj. tam, gdzie nakładamy tyle ile chcemy i co chcemy, a kwota jest stała za 100 gram, ludzie na talerze nakładają sobie żywnościowe Mount Everest. Nie są nawet głodni, ale jedzenie jest tanie, więc w swoje brzuchy wepchną tyle, ile zdołają, reszta wyląduje w śmietniku, ale przecież nie zapłacili za to fortuny, żeby żałować. W niektórych krajach zachodniej Europy wprowadzono już regulacje prawna zakazujące tego rodzaju marnotrwastwa i grożące potężnymi karami pieniężnymi. U nas takich prawnych zakazów jeszcze nie ma, ale to nie znaczy, że nie ma tych moralnych. I że nie możemy sami, bez odpowiednich przepisów czy gróźb sankcji, włączyć myślenie i pokierować się empatią. Teraz, warto wesprzeć akcję podzielenia się posiłkiem z bezdomnymi. A za rok zastanowić się, czy naprawdę niezbędne są nam te wszystkie potrawy, czy raczej moglibyśmy to jakoś ograniczyć. I czy, przykładowo, część pieniędzy które wydalibyśmy na jedzenie do śmietnika, nie lepiej przekazać na jakiś szczytny cel.

Share This:

4 komentarze

  1. Aleksandra

    26 grudnia, 2017 at 3:45 pm

    Cieszę się że zainspirowałam Cię do napisania tego postu i że wiadomość o akcji dotrze do większej ilości ludzi! Buziaki kochana! ❤️

    1. barbgrabowska

      5 stycznia, 2018 at 3:52 pm

      tak, bardzo dziękuję za to!

  2. Future Engineer

    3 stycznia, 2018 at 9:24 pm

    Nie rozumiem czemu nagle wszysscccyyy blogerzy rzucili się na BN
    „łooo… katole to by nie przyjeli…” , „ło… dajmy jedzenie bo
    święta”. No kurde, a co to da biedakowi jak w JEDEN dzień dostanie zrzut
    jedzenia co z resztą dni ? To trzeba być chorym dupkiem. Ja mam zasadę
    jak mnie ktoś poprosi o zrobieniu mu jakiś drobnych zakupów( i mam hajs
    ) to je zrobię. Nie ważne czy ta osoba to mój ziomeczek czy biedak.
    „Głodnego, nakarm „. Ja tam wzorem pobożności nie jestem. Myślę jednak,
    że warto być po prostu dobrym człowiekiem. (Czynami, a nie głupimi
    tekstami czy gadaniem bez pokrycia. Ja rozumiem, że zasięgi i wgl. fajny
    wizerunek ale coś od siebie też można dać [ nie mówię tu o tobie tylko
    tak ogólnie] ). Choćby przez ten roku oddałem prawie 2 litry krwi,
    zarejestrowałem się w bazie dkms oraz to promowałem + dorzuciłem się na
    projekty studenckie + coś tam dałem na szlachetną paczkę. Nie lubię nic
    kupować ani dawać, robię to jak mnie coś za serce złapie wolę coś zrobić
    dla tej osoby.

    A tak pomijając ludzie więcej powinni się
    uśmiechać do siebie i nie triggerować. Bo mogłaś zawsze napisać, że jest
    taka i taka akcja ale trigger musi iść bo k***a inaczej nie można.
    Wk***ia mnie to niezmiernie.” Nie narzucam swoich poglądów innym, nie
    zabraniam im jeść mięsa czy w ogóle potraw, których ja nie toleruję,
    ale, stety niestety, ta tolerancja nie usypia mojej czujności. I od
    paru lat jestem bacznym obserwatorem hipokryzji katolików..” Cholera no
    nie generalizuj. Znam osoby z wolontariatu z parafii, którzy robili
    paczki dla biednych, pomagali dla kolacji dla samotnych.

    1. barbgrabowska

      5 stycznia, 2018 at 4:45 pm

      Ależ ja to właśnie napisałam. Nie muszę być chyba katoliczką, żeby starać się być dobra osobą, prawda? Ale katolicy akurat się tym chełpią, zazwyczaj siadają w pierwszych łapkach, przyjmują kolędę, żeby księża widzieli, jakimi są cudownymi wiernymi i to raczej może mnie denerwować. Bo to dwulicowość, a nie pobożność 😉

      Ja znam osoby, które nie należą do jakiejś parafi, a też zrobiły dużo dobrego. Już wytłumacyzłam, dlaczego to hipokryzja katolików mnie denerwuje – dlatego, że inne grupy społeczne nie krzyczą i nie agitują, jakimi dobrymi są ludźmi. A katolicy tak, a jednak często wychodzi inaczej. Oczywiście, że są dobrzy katolicy, ale czy naprawdę to przez to, że są katolikami? Czy mają właśny, cąłkowicie areligijny system wartości i kręgosłup moralny? Katolickość nie uszlachetnia, przynajmiej w moich oczach.

      Osobiście, ja uśmiecham się bardzo często. Jak tylko mogę, to pomagam i nie tylko od święta. Co nie zmienia faktu, że ten właśnie okres jest dobrym pretekstem, dla tych, którzy na codzień są np. zbyt zabiegani na pomoc. A każdy gest coś znaczy. Lepiej oddać jedzenie bezdomnym po świętach niż w ogóle tego nie zrobić.

      Pozdrawiam.

Leave a Reply