dlaczego (tak bardzo) nienawidzisz?
Przeżywam właśnie najdłuższe wakacje w swoim życiu. Nie jestem osobą, która lubi nic nie robić i w panikę wpadam już przed maturą z obawy, że zanudzę się na śmierć, jeżeli nie będę mieć kontaktu z ludźmi. W maju zaczęłam zanosić swoje CV do wielu miejsc, aż, koniec końców, wylądowałam w jednej z gdańskich knajpek. Uwielbiam to miasto z wielu powodów, jednym z nich jest ogromna różnorodność. W sezonie narzekam na te masy turystów, ale słyszenie na codzień tak przeróżnych języków i oglądanie przeróżnych odcieni skóry jest czymś fascynującym.
Często mówię, że jestem z pokolenia, które nie rozumie zjawiska nietolerancji. Poglądy czy nawet żarty – rasistowskie, homofobiczne czy jakkolwiek dyskryminujące, są dla mnie całkiem nie do ogarnięcia. Widzę po swojej rodzinie od strony ojca, jak wielka jest czasem przepaść w myśleniu i akceptacji. To nie tylko sposób wychowania, który ma ogromny wpływ na nasze postrzeganie rzeczywistości, ale także czasy – i otoczenie, w którym się znajdujemy. Mimo to – mimo czasów, kiedy integracja europejska i pozaeuropejska jest czymś na porządku dziennym, mimo świadomości i doświadczania istnienia innych ras, wyznań czy orientacji, dalej istnieje niezrozumienie, strach i nienawiść. I, niestety, także ze strony mojego pokolenia, bo nienawiść chyba nie może być niemodna czy przeterminowana.
Pracując w bistro, codziennie rozmawiam z mnóstwem ludzi. Przychodzą obcokrajowcy, przychodzą „pary mieszane”. Pewnie przychodzą katolicy, ateiści i muzułmanie, heteroseksualni, bi i homo. Nikogo to za bardzo nie interesuje. Interesuje nas to, co kto chce zjeść. No i czy za to zapłaci. Ale mimo to, moje serduszko podskakuje jak spotykam się z tą gdańską różnorodnością, spowodowaną nie tylko turystyką, ale po prostu prądem i usposobieniem tego miasta.
Cała ta moja radość wymieszana z entuzjazmem, zostaje co jakiś czas zaburzona. Ostatnio zdarzyło się tak w zeszłym tygodniu, kiedy dowiedziałam się, że przychodzi do nas nowa kucharka, nazwijmy ją M. M podobno „wygląda jak lesbijka”. Nikt jej na oczy nie widział, oprócz szybkiej obczajki na fejsbuku, ale to bardzo słabe; opisywać kogoś jak „lesbijkę” i wpychając wszystkie „lesby” do jednego wora – czyli tam, gdzie leżą tylko te z krótkimi włosami, nadwagą, owłosionymi pachami i nogami i piercingiem. Dziewczyna podobno wygląda jak chłopak, chociaż mamy 2017 rok i krótkie włosy u dziewczyn powinny być czymś całkowicie normalnym.
Cieszyłam się strasznie, że przyjdzie i będę mogła ją poznać – potrzebujemy dodatkowych rąk do pracy, a ja zawsze stepuję z podniecenia, jak przychodzi ktoś nowy. No bo, a nuż okaże się to ciekawa osobowość! Okazało się, że wcale nie muszę M poznawać, żeby chcieć o niej napisać. Dziewczyna nie przyszła, bo została pobita. W dodatku to nie pierwszy raz, bo laska już kiedyś w twarz dostała – wtedy dlatego, ze chciano jej zabrać telefon i ziomki z osiedla myśleli, że biją chłopaka. Byłam oburzona, zniesmaczona i przestraszona nawarstwieniem sie tych wszystkich problemów, bo przecież takiego wytłumaczenia nie da się nawet nazwać wytłumaczeniem.
Zawsze byłam zdania, że media przesadzają. Z każdej strony jesteśmy atakowani wiadomościami o wypadkach na A2, życiowe seriale jak Szkoła czy Trudne Sprawy pokazują nastolatków (tylko z ) najciemniejszej strony i ogólnie całe zło jest nie tylko mocno wyhiperbolizowane, ale też powszechne i częste. Nakręcanie publiki w końcu pęka, bo słuchając codziennie o nienawiści – o obozach śmierci dla homoseksualistów, o paleniu kukieł Żydów, o pobiciach na tle rasowym czy wyznaniowym przestaje mieć znaczenie. To się po prostu dzieje. Ważne, że nie blisko nas.
Problemem jest to, że takie rzeczy dzieją się także blisko nas. Tylko, że najczęściej przez spowszechnienie mamy klapki na oczach. Przypadek M to nie jedyny przypadek upustu (nieuzasadnionej) nienawiści, z którym się spotkałam. Jadąc ostatnio tramwajem, byłam świadkiem szykanowania faceta, który miał na głowie chustę-arafatkę. Gość miał jaśniejszą karnację, niż większość moich przyjaciół, a mimo to, został zwyzywany, a potem skopany przez smarkaczy z gimnazjum. Mało tego – mój przyjaciel miał kłopoty ze swoją karnacją już jako nastolatek, a dobremu znajomemu odradzam opalania się na plaży, bo już teraz jego kolor skóry może budzić „wątpliwości” i generować problemy. I to jest po prostu chore.
Nie rozumiem, jak można zaglądać komuś do łóżka. Nie rozumiem, jak można zwracać uwagę na wyznanie, kolor skóry czy orientację. A przede wszystkim, nie rozumiem, jak można kogoś chcieć skrzywdzić i pałać do niego tak ogromną niechęcią, żeby wygenerować agresję. Cały opener chodziłam zawinięta w tęczową flagę, wyglądając jak małe burrito. Nie dlatego, że jestem lesbijką. Ale dlatego, że chciałabym, żebyśmy wszyscy żyli razem, w zgodzie. I przestali się w końcu tak bardzo nienawidzić.
gajanna
1 sierpnia, 2017 at 9:05 pmStraszne z tym pobiciem ?? Długa jeszcze droga Polaków do tolerancji. Dobrze, że o tym piszesz. ❤️?
Karolina Skrzek
17 maja, 2018 at 10:42 pmPrzyznam, że mam ten sam problem, który wskazałaś „nie rozumiem nietolerancji”. Zwyczajnie, po prostu, nie pojmuję jak można kogoś nie tolerować (czy jeszcze gorzej – nienawidzić), bo za kolor skóry, orientację, przekonania czy cokolwiek innego. Nie mieści mi się w głowie takie postrzeganie świata, a potem słyszę o przypadkach skopania kogoś, bo miał skórę w kolorze cynamonu i krew we mnie wrze z niezrozumienia i niedowierzania.
Wydawało by się własnie, że każde kolejne, młodsze pokolenie, żyjące już w globalnej wiosce przecież, będzie akceptowało pełnie różnorodności, ale czasami można być niemiło zaskoczonym. A przecież o ile lepiej żyłoby się nam wszystkim, gdybyśmy po prostu tolerowali siebie nawzajem i swoją inność. Nie musimy się kochać, ale pozwólmy sobie spokojnie żyć.
barbgrabowska
29 maja, 2018 at 9:48 pmTo prawda!
Wydaje mi się, że ksenofobia zapuszcza swoje korzenie już w dzieciństwie – bardzo dużo zależy przecież od wychowania. Całkiem nie rozumiem jak można chcieć utrudniać sobie (i innym) życie, narażając na takie nieprzyjemności. No chyba, że szykany sprawiają komuś przyjemność, ale to już raczej zaburzenia.
Cieszę się, że myślisz podobnie! Oby jak najwięcej tak otwartych ludzi, dzięki!