studiowanie dwóch kierunków na raz – czy warto jest szaleć tak? | wrażenia po pierwszym semestrze i pierwszej podwójnej sesji

Wiem, że są osoby, które rozważają podjęcie drugiego kierunku. Ja w tym chaosie, w jaki przekuło się moje życie, trwam i przetrwałam już cały semestr i jedną sesję. Raz jest lepiej, raz jest gorzej, ale zawsze jest dużo nieścisłości, dlatego uznałam, że po tym pierwszym posmaku życia dwukierunkowczyni, mogę się podzielić tym, jak rzeczywiście wygląda studiowanie dwóch kierunków na raz.

dwa-kierunki

moja aplikacja na psychologię była jednym wielkim spontanem

Już w liceum moi nauczyciele przewidywali, że pewnie na uniwersytecie wezmę na siebie dwa kierunki. Doskonale wiedzieli, że nie jestem osobą, która potrafi usiedzieć na miejscu – uwielbiam dużo robić i nie mieć czasu wolnego. (Czy jest to jakiś pierwszy objaw nerwicy albo pracoholizmu? Być może. Ale naprawdę dobrze mi z tym i od zawsze jestem zdania, że takie radzenie sobie z problemami jest lepsze niż przykładowo sięganie po używki.) Tak czy siak, wyszło na to, że mieli rację. Jak do tego doszło? (Nie wiem!)

W zeszłym roku, kiedy studiowałam „tylko” Zarządzanie Instytucjami Artystycznymi (wszystkich, którzy teraz pomyśleli sobie „CO do cholery?!” zapraszam do wpisu o tym kierunku – >>>KLIK<<<) czułam, że to za mało. W pierwszym semestrze miałam wolne piątki, w drugim – piątki i czwartki. W wolne pisałam bloga, zajmowałam się swoimi sprawami, ale czułam, że jeżeli nie zrzucę na siebie jeszcze jednego obowiązku, to najzwyczajniej zwariuję.

dwa-kierunki

Były dwie opcje – albo zacznę pracować, najprawdopodobniej w jakiejś odzieżówce albo kawiarni czy knajpce, albo zacznę studiować drugi kierunek. Praca wydawała się dobrym pomysłem, ale bałam się uwiązania, bezkompromisowego grafiku i kradzieży wolnych weekendów, dlatego coraz częściej przeglądałam ofertę ze studiami. Wpadłam na psychologię ze specjalnością psychoseksuologii i poczułam, ze tego potrzebuję. Chociażby dlatego, żeby być tutaj traktowaną poważną i żeby trudno było podważyć to, co piszę. A przecież regularnie piszę o uczuciach, emocjach i ludziach.

Potem straciłam trochę czasu na obliczaniu swoich możliwych punktów, po drodze dostałam minizawału bo byłam prawie pewna, że zgubiłam świadectwo maturalne niezbędne do rekrutacji, ale koniec końców – udało się i na pierwszej, wstępnej liście byłam jedenasta. Co, biorąc pod uwagę fakt, że miejsc było czterdzieści, dawało mi pewność, że się dostałam. A ja cieszyłam się jak dziecko na stacji SKM Gdańsk Oliwa obdzwaniając najbliższych.

październik – początek dramatu

Najtrudniej było mi połączyć ze sobą dwa plany zajęć, z których większość się pokrywała. Miałam w sobie sporo determinacji – hodowałam ją przecież od wyników rekrutacji w lipcu – i siedziałam nad dwoma plikami próbując to sobie wszystko przeanalizować i dotrzeć. To było trudne – na ZIA mamy tylko jedną (czternastoosobową) grupę (+ drugą sceniczną, która nie ma prawie w ogóle zajęć z nami, menadżerską). Nie muszę zastanawiać się czy patrzę na pewno na dobry plan, czy zajęcia które sprawdzam na pewno mnie obowiązują, ale też nie mogę na zajęcia nie uczęszczać, bo to najzwyczajniej w świecie widać. Na psychologii czułam się jakbym była w totalnie innym świecie – psychologia ma aż 4 kierunki (psychologię ogólną, pracy i biznesu, neurobio i psychoseksuologię), a każdy z nich ma po 2 lub 3 grupy.

dwa-kierunki

Kiedy ogarnęłam już ten chaos, zaczęłam, tak na własną rękę, dostosowywać sobie plany do siebie, wyszukiwać inne grupy ćwiczeniowe, do których mogę chodzić i zastanawiać się z jakich rzeczy mogę zrezygnować (wykładów). [Na ZIA nie ma czegoś takiego jak „przedmiot nieobowiązkowy”, tam wszystko ma formę konwersatorium (jest nas 14, na miłość boską!) i zawsze jest lista obecności, na której powinnaś lub powinieneś być. Dlatego też zmiany musiałam poczynić jedynie na swoim drugim kierunku]. Wszystko sobie elegancko poplanowałam, ale sprawy się skomplikowały kiedy teoretyczny sukces miałam przekuć w ten praktyczny.

krok pierwszy: rozmowa z wykładowcami

Najpierw postanowiłam pogadać ze swoimi wykładowcami. Tak po ludzku. Przychodziłam na zajęcia do grup, które mi czasowo przypasowały, tak, żebym mogła zaliczyć wszystkie ćwiczenia i przedstawiałam sytuację wykładowcy lub wykładowczyni. Mówiłam o tym, że formalnie jestem w grupie takiej i takiej, ale studiuję dwa kierunki i nie mogę chodzić na swoje zajęcia, więc chciałabym przychodzić tutaj. Po uzyskanej zgodzie biegłam do swojego formalnego wykładowcy (co czasem było trudne, dlatego, że najczęściej musiałam to robić w trakcie swoich zajęć, żeby tego wykładowce udało mi się „złapać”). Ze zgodami na tym etapie nigdy nie było problemu – obie strony się zgadzały i chciały pójść mi na rękę. Komplikacje zaczynały się, kiedy trzeba było to załatwić formalnie.

dwa-kierunki

krok drugi: walka z sekretariatem

Niektórym wykładowcom wystarczyło potwierdzenie „na gębę”, że druga strona wie, że chodzę do innej niż powinnam grupy ćwiczeniowej i że mam na to zgodę. Inni prosili o potwierdzenie mailowe, jeszcze inni o oficjalne pismo-prośbę podpisaną przez obie strony i zaniesioną do sekretariatu, żebym mogła być przepisana do grup, do których faktycznie chodzę. Załatwianie tych podpisów zajęło mi cały październik i pierwszy tydzień listopada, to były kolejne tygodnie biegania od sali do sali, od wydziału do wydziału. Chodziłam w sumie do trzech różnych grup ćwiczeniowych i zmieniłam łącznie trzech wykładowców. Z tymi sześcioma podpisami pobiegłam jakoś w połowie listopada do sekretariatu z prośbą o zmianę grup w moim systemie, ale okazało się, że to niemożliwe.

Dostałam informację, że mogę być tylko w jednej grupie ćwiczeniowej, więc skoro się do jakiejś przepisuję – to na wszystkie ćwiczenia, jakie mnie obowiązują. Na nic zdały się tłumaczenia, że wykładowcy zgadzają się na obecny układ, że już ponad miesiąc migruję między grupami i nikt jeszcze nie zginął i że nie mogę chodzić na wszystkie zajęcia do jednej grupy, bo jest to fizycznie niemożliwe przez pokrywanie się moich dwóch planów zajęć. Miałam sobie jakoś poradzić albo rzucić studia.

dwa-kierunki

krok trzeci: indywidualny tok studiów

r>Tonący brzytwy się chwyta – poszłam na konsultacje do mojej opiekunkiroku. Obiecała się za mną wstawić i porozmawiać z władzami sekretariatu, a ja wspomniałam, że chwilę temu złożyłam podanie o Indywidualny Tok Studiów. I chociaż moja opiekunka powiedziała, że raczej nie mam na co liczyć, bo studenci pierwszego roku raczej go nie dostają, to dwa tygodnie później dostałam informację o przyznanym mi ITSie, który i tak nie załatwiał wszystkiego.

Podobno przydaje się wtedy, kiedy egzaminy w sesji nakładają się na siebie i daje możliwość negocjacji innego terminu. Nie znalazłam oficjalnych informacji na temat tego, jakoby ITS mógłby pomóc mi w zmienieniu grup czy ewentualnych nieobecnościach. W praktyce – wykładowcy naprawdę łagodniej patrzyli, kiedy informowałam o tym, że otrzymałam Indywidualny Tok Studiów. Także z mojego doświadczenia – to potrafi być pomocne i warto się u niego ubiegać.

dwa-kierunki

120 godzin angielskiego tygodniowo

Lektorat angielskiego zdobył nagrodę porażki semestru. Analizując ostatnie 4 miesiące myślę, że to jedyny niewypał, którego nie udało mi się załatwić. Sprawa wyglądała tak: na swoim pierwszym kierunku, ZIA, przez pierwszy rok miałam 90 godzin angielskiego semestralnie. Teraz, w semestrze trzecim, mam 60 godzin. Prosiłam o przepisanie oceny – na drugim kierunku, psychologii, miałam mieć też 60 godzin. Podanie składałam dwa razy, za drugim w Centrum Języków Obcych prawie mi obiecano, że ocenę przepiszą, ale koniec końców na nic zdało się moje tłumaczenie, że tam godzin miałam dużo więcej, że angielski mam nadal więc będę musiała chodzić na dwa na raz, że na ZIA mam nawet fonetykę i niektóre przedmioty prowadzone są w języku angielskim, a tak poza tym jesteśmy podpięci pod Instytut Anglistyki i Amerykanistyki, więc jest nacisk na ten język.

Musiałam (i muszę nadal – na ZIA angielski jest przez wszystkie 6 semestrów, na psychologii przez pierwsze dwa) chodzić na angielski na obu kierunkach. Decyzja odrzucenia mojego wniosku umotywowana była specjalistycznym słownictwem, który na psychologii jest, a na ZIA nie. I teraz dreptam z angielskiego na angielski, ale nie narzekam, bo zabawa zacznie się dopiero teraz, w drugim semestrze, na którym obowiązuje mnie także wuef, od którego nie ucieknę.

dwa-kierunki

czy warto było szaleć tak?

Czas na postsemestralny bilans. Obie sesje: zdane. Wszystkie egzaminy w pierwszych możliwych terminach. Zero popraw*. Zaległości w serialach, z blogiem, instagramem, życiem: są. Czy było warto? Dla mnie – tak. Szczerze pisząc, myślałam, że będzie dużo gorzej. Że w sesji nie będę spać po nocach, że będę wyliczać, które przedmioty przełożyć sobie na sesję poprawkową, a które zdać w terminie. Ale nic takiego nie było! Obiecałam sobie, że nie dojdzie do tego, że poświęcam swój sen dla nauki na jakiś egzamin. I, jak widać, przeżyłam. Bez większych usterek i niedociągnięć.

Oczywiście, zawsze można było zrobić coś lepiej – nie zawalać z blogiem, mieć lepsze oceny… Ale czy naprawdę byłoby warto kosztem swojego zdrowia? Bo moją główną regułą było to, żeby siebie nie zaniedbywać. Obowiązki, czasem, jeżeli była taka potrzeba – owszem. Ale nie zdrowie, także psychiczne. Według mnie – wszystko zależy od chęci, determinacji, motywacji i organizacji. To naprawdę nie tak, ze po zajęciach chodzę do biblioteki i tam też spędzam weekendy. Nie jestem żadną superwomenką, tylko zwykłą dziewczyną, która wymaga i chce czerpać od życia trochę więcej.

dwa-kierunki

gdybym miała rzucić parę rad to byłoby to:

1) nie bierz na siebie dwóch kierunków od razu. Będziesz musiał/a pisać dwa licencjaty/magisterki na raz, a pierwszy rok studiów to szok poznawczy. Nie dubluj go sobie! Według mnie lepiej postudiować coś rok, zobaczyć jak dużo ma się czasu wolnego i czy na pewno byłoby się w stanie podjąć jeszcze jednego kierunku. I dopiero wtedy ewentualnie dobrać sobie coś jeszcze, na spokojnie 🙂

2) studiowanie dwóch kierunków na raz nie jest dla wszystkich. Tak jak pływanie, pisanie blogów czy nauka języków. Nie zmuszaj się do tego, trzeba naprawdę chcieć to robić, żeby mieć w sobie (BARDZO POTRZEBNĄ) determinację i żeby chcieć to wszystko ogarniać.

3) są minusy takiego rozwiązania i nie jest ich mało. To nie tak, że nie mam życia towarzyskiego czy że zarywam noce, ale w październiku i listopadzie byłam przerażona tym, że oddalam się od swoich znajomych z pierwszego kierunku. Chodzili na fakultety, z których ja się zwolniłam**a potem rzucali między sobą żarty, których ja nie rozumiałam. Jednocześnie na drugim kierunku nie zdążyłam się z nikim zaprzyjaźnić – znałam sporo ludzi, ale chodzenie do trzech różnych grup sprawiło, ze koleguję się z wszystkimi czyli koleguję się z nikim. Oni też mieli swoje żarty, które ominęły mnie, bo nie chodziłam na inne ćwiczenia z tymi grupami. I czułam się wtedy strasznie samotna.

dwa-kierunki

4) czasami jest tego wszystkiego za dużo i przestajesz wyrabiać. Po prostu. Każdy z nas jest tylko człowiekiem. Miałam dwa tygodnie przed faktyczną sesją, kiedy miałam po 2-3 kolokwia/egzaminy dziennie. Non-stop. To wykańczające, a żyjąc w zgodzie z zasadą niezarywania nocy, trudno to wszystko ogarnąć tak, żeby nie bolało. I trzeba coś poświęcić.

Wszystkim, którzy zdecydują się na podwójne studiowanie – powodzenia! Nie jest tak źle, jak się myśli, ale nie są też to wakacje, na których sączymy drinki z palemką. Nie wszyscy musza studiować dwa kierunki, nie wszyscy w ogóle muszą studiować! Ważne, żeby sięgać po to, czego się pragnie, realizować się i żyć możliwie po swojemu 🙂

Na koniec tego wpisu, chciałabym podziękować wszystkim osobom, które pomogły mi przetrwać ten semestr i nie załamać się psychicznie pod ciężarem nowych obowiązków. Specjalne podziękowania wędrują do mojej grupy ZIA, którzy dbali o to, żebym pamiętała o ważnych terminach i ogarniali rzeczy wtedy, kiedy ja myślami byłam gdzie indziej.

dwa-kierunki


*To się jeszcze okaże, dzisiaj miałam swój ostatni egzamin i czułam się jak na strzelnicy, ale nadzieja umiera ostatnia! Liczę, że nie będę musiała edytować tego wpisu…

**PROTIP W ZWIĄZKU ZE ZWOLNIENIEM SIĘ Z FAKULTETÓW: wykorzystaj te punkty ECTS, które obowiązują Cię w ramach fakultetów, na przedmioty drugiego kierunku -> potrzebne będzie pisemko o tym, ze wykorzystasz je (punkty z fakultetów) na innym wydziale w ramach studiowania drugiego kierunku, dokładne nazwy zamienianych przedmiotów i potwierdzenie, ze godzinowo i punktowo wszystko się zgadza

Share This:

Leave a Reply