rzuć sobie wyzwanie! 3 inspiracje dla ciała i ducha | lipiec
Nie każdy musi być fanem rywalizacji. Moja babcia oglądając ze mną mundialowe mecze zawsze kibicowała przegranym. Chciała, żeby był remis, bo inaczej będzie komuś przykro i współczuła piłkarzom, którzy czasem płakali po gwizdku wiedząc, że nie mają szans na dalsze rozgrywki. No więc ja kibicuję, a obok mnie trwa tak zwany socjalizm piłkarski.
Można nie lubić się ścigać, ale nie znaczy to, że nie warto podejmować wyzwań – dla samych siebie. Mam dla Was garść prostych inspiracji, które poprzez wdrożenie w życie będą dobre i dla ciała i dla ducha, w sam raz na lipiec! Jakie przyszykowałam dla Was trzy pomysły na zmiany? Zaczynamy!
1. jeżeli nie rozwód z kawą, to może chociaż chwilowa seperacja?
Kto obserwuje mnie na instagramie i ogląda moje instastories wie, że na pierwszy tydzień czerwca rzuciłam sobie wyzwanie by zrezygnować z kofeiny i alkoholu (co, według niektórych, na studiach jest prawie niemożliwe – nawet na tydzień). Mimo, że nigdy nie wlewam w siebie hektolitrów tych płynnych, ale cichych zabójców to czułam, że mój organizm potrzebuje detoksu. Kawę piję bardziej towarzysko, niż z potrzeby, ale uznałam że seperacja także od tej kochanki dobrze mi zrobi.
Zamiast kofeiny i alkoholu codziennie piłam ziółka. Wsypywałam melisę i miętę do półtora litrowego dzbanka, zalewałam wrzątkiem i wstawiałam do piwnicy. W czasie, kiedy ta miksturka już się ostudziła, wstawiałam dzbanek do lodówki i piłam ziółka w ciągu dnia zamiennie z wodą. Drugą część pomieszanej melisy z miętą, wsypywałam do kubka wieczorem i piłam na ciepło przed snem. Może to placebo, ale czułam, jakby mój organizm złapał oddech. Od tych tygodniowych, zdrowotnych zabiegów minął (bardzo intensywny) miesiąc. Teraz wróciłam na tory życia na pełnych obrotach i czuję, że niedługo znów wrócę do tego minidetoksu. Myślę, że co jakiś czas warto oczyścić swój organizm, który na pewno w przyszłości Ci za to podziękuje!
2. a może zmiana w diecie?
Poważnie zaczęłam ograniczać mięso rok temu, zaraz po maturze. Potem, na zimę, jak typowy ssak wróciłam do mięsnych nawyków aż do początku roku 2018. Teraz nie jem mięsa już od ponad pięciu miesięcy, chociaż zdarzają się wyjątki – jem jeszcze co jakiś czas zupy na mięsie (najczęściej w okresach obniżonej odporności, łapiącej mnie choroby) i krewetki, które są ostatnią mięsną pozostałością w mojej diecie.* Najbardziej szkoda było mi makdonaldowych nuggetsów, ale na razie dzielnie się trzymam.
To nie wpis o moim (quasi)wegeterianizmie (bo taki może powstanie, ale przy innej okazji!), ale o tym, że odstępstwo od mięsa czy od produktów pochodzenia zwierzęcego naprawdę pozytywnie wpłynąć na organizm. Mam koleżanki weganki, które niedawno zrezygnowały z nabiału, a już widzą wpływ na swoje ciało, w tym także na cerę. Każdy z nas ma inne potrzeby i smaki, ale szansę (semi)wegetarianizmowi można dać zawsze. Lipiec jest do tego idealną okazją – robi się coraz cieplej, więc choćby częściowa rezygnacja z mięsa nie będzie tak drastyczna i radykalna, a jedzenie rzeczy lżejszych (tj. posiłków bazujących na warzywach, owocach – np. sałatek) wyjdzie bardzo naturalnie.
3. wyzwanie #lesswaste!
Od mojego posta dotyczącego ekologii i od panelu dyskusyjnego na Uniwersytecie Gdańskim trochę czasu już minęło. A ja nieustannie się uczę, staram i wdrażam nowe nawyki, które nie tylko sprawiają, że czuję się lepiej psychicznie, ale wiem, że mają wpływ na poprawę kondycji środowiska (a raczej umożliwiają nie ingerować w nie bardziej). Mam nadzieję, że wszyscy już segregujecie śmieci (jeżeli nie dla idei to chociaż dla swojego portfela, bo w większości miast za brak segregacji grożą potężne kary finansowe). Tegoroczny lipiec został nazwany Międzynarodowym Dniem Bez Plastiku, dlatego, w sam raz na wakacyjny okres, rzucam Wam wyzwanie nie korzystania z plastikowych słomek!
Plastikowe słomki to plastik, który nie nadaje się do recyklingu. A szkoda, bo w okresie letnim są przez ludzi uwielbiane i (nad)używane – do plażowych drinków, lemoniad, piwek i innych frykasów barmanki i barmani wrzucają czasami aż dwie rurki do szklanki. I właśnie z tego powodu słomki są nazywane największym (plastikowym) zagrożeniem dla naszego środowiska. Uczę się zamawiać napoje bez rurek i pamiętać, żeby zaznaczyć, żeby słomki mi do napoju nie wkładano. Oczywiście dalej zdarzają mi się momenty, kiedy najzwyczajniej zapominam poprosić, żeby mi tej słomki nie dawano, ale hej – staram się!
Może jeszcze skleję osobny wpis o tym, jak ważna jest rezygnacja z plastiku zwłaszcza w postaci słomek. Sama rurki uwielbiam – zanim doszłam do tego etapu świadomości konsumenckiej i ekologicznej, na jakim jestem teraz, piłam przez słomki wszystko, nawet piwo bez soku. Ale teraz wiem, że przykładam rękę do szkody i że jest to niefair, po prostu. A alternatywą dla słomek plastikowych, są takie wykonane z metalu lub bambusa, które są wielokrotnego użytku (mają swoje specjalne czyściki). Polecam sprawienie sobie swojego kompletu i jeszcze raz zachęcam Was do redukcji plastiku – nie tylko słomek i nie tylko w lipcu!
A Wy macie jakieś postanowienia, cele lub plany na siódmy miesiąc tego roku? Może macie jakieś inspirujące czeleńdże, którymi warto się podzielić? Dajcie znać!
Dobrego lipca!
*
*Nigdy nie nazwałam się wegetarianką, to co wdrażam to raczej „semiwegetarianizm”. Całkiem nieradykalne, zdrowe ograniczenie, które bardzo pozytywnie wpływa na mój organizm. Tak jak pisałam, o swojej diecie, której jak na razie nie zamierzam porzucić, a wręcz przeciwnie – staram się zarażać nią innych – napiszę odrębny wpis.
Jenny Dawid
3 lipca, 2018 at 4:49 pmU mnie wyzwanie blogowe. Rozpoczęłam nowy projekt, który rusza oficjalnie 1 sierpnia i w lipcu się do niego przygotowuję, m.in. rozkręcając fanpejdż. Także kawy nie odstawię, bo to by było za duże wyzwanie 😉 Za to próbujemy z moim Lubym na nowo ograniczyć chociaż cukier, bo w odróżnieniu od kawy, nie działa on dobrze na jasność naszych umysłów.
A tak najbardziej latem to fajnie jest wypić mrożoną kawę, bez cukru, ale ze słomką (mamy dwie wielorazowego użytku, więc chociaż tyle do #lesswaste się możemy dorzucić). I a propos kawy czy napojów na mieście, może to nieco upierdliwe, ale można zawsze wziąć w swoim kubku. W moim wypadku to dodatkowo zaspokaja mój ośrodek odczuwania przyjemności, bo jednak co ulubiony kubeczek to ulubiony kubeczek 😀
barbgrabowska
7 sierpnia, 2018 at 7:35 pmtrzymam kciuki za projekt, mam nadzieję, że wszystko idzie tak, jak sobie zaplanowałaś!
słomeczki i kubki to podstawa! super, że ich używacie. to prawda, może być to trochę upierdliwe, ale np. zmotoryzowani mają łatwiej – wystarczy, że wrzucą swoje #lesswaste’owe pakiety do samochodu i będą pamiętać o tym, że tam czekają!