jeżeli nie będę szczęśliwa, to będę odważna | o sztuce mówienia „nie wiem”
Pierwszy przestał się wstydzić Sokrates, koło piątego wieku przed naszą erą. Sformułował wtedy sentencję, którą nosi każdy licealny podręcznik od historii czy polskiego. „Wiem, że nic nie wiem” stało się pochwałą mądrości i honorowym przyznaniem się do tego, że my – jako ludzie, jednostki ułomne, nie wiemy o świecie tak naprawdę nic. Teraz, ponad dwadzieścia pięć wieków później, kiedy naukowcy w swoich labolatoriach wytwarzają kolejne cuda niewidy, sentencja tego ateńskiego filozofa dalej zdaje się być aktualna. Bo czy rzeczywiście wiemy wszystko? Albo, co ważniejsze, czy naprawdę musimy wszystko wiedzieć?
Presja definiowania objawia się bardzo wcześnie. Już od dzieciaka dostajesz masę pytań, które często pozostają bez odpowiedzi. Jaki jest Twój ulubiony kolor? A gra? A piosenka i film? Z biegiem czasu, to wszystko zamiast stawać się bardziej wyklarowane komplikuje się. Społeczeństwo wymaga zdefiniowania pozycji swojej jednostki względem społeczeństwa i jasnego określenia. Nie ma miejsca na brak zdecydowania, nie ma nawet czasu na chwilę zastanowienia. Jesteś kobietą albo mężczyzną. Za partią X albo Y. Lubisz disco polo albo Mozarta. Wierzysz w boga, albo nie. Zaliczasz test albo go nie zaliczasz. Nie ma nic pomiędzy, żadnych odcieni szarości. Jest biały i czarny. Dobry i zły. Bądź zdecydowany, albo zgiń.
A mi się tam wydaje, że to dobrze czasem nie wiedzieć. Niewiedza prowadzi do zastanowień i poszukiwań. Do przecierania własnych ścieżek, zamiast podążania wydeptanymi szlakami. Masz 15 lat i nie wiesz jaką wybrać szkołę średnią i profil? Masz 18 i nie wiesz co zdawać na maturze? 19 i nie wiesz na jakie studia pójść i czy w ogóle pójść? Nie wiesz kim chcesz być w przyszłości, co chcesz robić? To jest cholernie w porządku.
Życie nie jest zero-jedynkowe. Emocje, uczucia, myśli, czyny, plany i marzenia nie są dobre albo złe. Nie mogą takie być, wtedy byłoby w życiu najzwyczajniej za prosto. Masz prawo nie wiedzieć co lubisz. Masz prawo do tego, żeby nie wiedzieć czy lubisz chodzić do kina samej lub samemu i czy na pewno wolisz nachosy od popcornu. Masz prawo nie wiedzieć co lubisz ubierać. Masz prawo nie wiedzieć kim jest Twój ulubiony wykonawca, jaki gatunek filmów darzysz największą sympatią i jaka pora roku jest Twoją ulubioną. Masz prawo poszukiwać i próbować. Nie panikuj, tylko żyj. Bo jedynie żyjąc i próbując, będziesz mogła/mógł kiedyś odpowiedzieć sobie na wszystkie pytania.
Kiedyś pisałam o tym, że czasami warto dać sobie czas. Zdystansować się, odsunąć i pomyśleć. W tej wielkiej, globalnej gonitwie dwudziestego pierwszego wieku trudno jest zebrać myśli i zadać sobie fundamentalne pytania. Pytania, które mogą dodać nam odwagi do zmiany swojego życia. Czy na pewno jestem szczęśliwa? Czy na pewno moje życie wygląda tak, jak chcę? Czy na pewno go kocham? Czy lubię to co robię? Czy nie potrzebuję żadnej zmiany? A jeżeli tak, to czy jestem na nią i na jej konsekwencje gotowa/y?
Zadawanie sobie pytań to podstawa prawidłowego funkcjonowania. Nie robiąc tego, nie wsadzając siebie w dyskomfort wątpliwości, nie rozwiniemy się. Nie będziemy nawet szczęśliwi, nie walcząc o coś, na czym nam zależy i jedynie akceptując zastany stan rzeczy.
Wielu rzeczy nie dowiesz się nie próbując. No bo skąd będziesz wiedzieć czy lubisz montować filmy, jeżeli nigdy do tego nie usiądziesz? Rodzice w dzieciństwie często mówili „nie mów, póki nie spróbujesz” kiedy krzyczałam, że nienawidzę brokułów. A wykrzykiwałam to zanim w ogóle znałam ich smak. Zgodnie z tą zasadą – jak w wieku 20 lat mam dokładnie wiedzieć co lubię, a czego nie? Przecież gusta wyrabiają się latami, często się zmieniając. Dlatego nie ma w tym nic złego, że idąc to jakieś fajnej knajpki nie wiesz, czy masz ochotę na makaron, pizzę czy sałatkę albo czy chcesz do picia coś zimnego czy ciepłego. Tak jak nie ma nic złego w tym, że teraz podoba Ci się kolor niebieski, a za parę miesięcy będzie to czerwony.
Mam dwadzieścia lat, świetnych ludzi wokół siebie, kochającą rodzinę, fajne studia, a i tak mam wątpliwości. Gryzę się i zastanawiam, czy podjęłam słuszne decyzje. Czy to jest na pewno to, co chcę robić. Ale w sumie: jeżeli nie, to co z tego? Podobno na zachodzie jest tendencja do zmieniania zawodu co pięć lat. Nie wpakowuję się w kredyty i inne długoterminowe zobowiązania, które za jakiś czas mogłoby być przykre lub ograniczające. Jak każdy inny człowiek muszę podejmować decyzję, być świadomą ich konsekwencji, ale przecież mało jest takich rzeczy, których nie można odkręcić, prawda? Jeżeli nie będę szczęśliwa, to będę odważna. Na tyle, żeby wziąć życie w swoje ręce i coś w nim pozmieniać.
Ten wpis powstał dzięki mojej przyjaciółce Michalinie, która od blisko trzech lat jest dla mnie ogromną inspiracją. To dzięki niej rozmawiamy na domówkach o kosmosie i wymiarach. I to ona ostatnio uświadomiła mnie (i siebie samą), jak ważne jest mówienie sobie „nie wiem”.
pieniądze dają szczęście, ale nie o takie szczęście chodzi – niski poziom baterii
17 kwietnia, 2019 at 8:48 am[…] w tym samym czasie dziewczyna, która jest moją inspiracją w tworzeniu napisała na swoim blogu (niepiszepoalkoholu.pl) notkę o tym, że nie wiedza jest ok. Odsyłam cię do jej tekstów, które są na bardzo wysokim […]