kierunek: Teneryfa [roadtrip] | z gniazdem przez świat
Czarny piasek, czerwony, wulkaniczny żwir, mocno zielone kaktusy i turkusowe agawy. Mgła, chłód i deszcz, słońce, żar i upał. Orzeźwiająca Sangria w wielkich, szklanych kieliszkach, napełnionych owocami i chrupiące, smakowite krewetki. A to wszystko zmieszczone na dwóch tysiącach kilometrów kwadratowych.
Witamy na Teneryfie.
Dwa lata temu nie planowałam nigdzie wyjeżdżać. Naprawdę. Chciałam zawinąć się w jakiś wakacyjny kokon, spać do oporu, jeść tosty w nocy i pić dobrą kawę. Ale dostałam wtedy nakaz przyniesienia opalenizny, a zaraz po nim propozycję wyjazdu. I chociaż nigdy wcześniej nie zgadzałam się na takie niezaplanowane-co-najmniej-pare-miesięcy-wcześniej-ekspedycje, czułam, że potrzebuję tych wakacji. Nie chcieliśmy z tatą jak typowe „polaczky” wykupić olinkluziw i ustawiać się o 7 rano do biegu z ręcznikiem, żeby zająć hotelowy leżaczek nad basenem. (To nie stereotyp. Takie osoby naprawdę istnieją). Jechaliśmy we dwójkę i chcieliśmy być wolnymi strzelcami, którzy wykorzystają każdą minutę na wyspie. I tak też było.
Po odebraniu z lotniska wypożyczonego samochodu, dostałam mapę i wolną rękę. Trzeba też wspomnieć, że pilot ze mnie jest beznadziejny, ale żyje się raz. Przez tydzień przejechaliśmy 1200km, przeszliśmy dużo szlaków, wypiliśmy sporo Sangrii, zdjęcia zajęły dużo miejsca na kartach naszych aparatów. A wpis nie może stać się powieścią, dlatego zaznaczę parę moich top-miejsc, jakby ktoś miał zamiar się wybrać w to piękne miejsce. Zaczynamy!
Po pierwsze: zakwaterowanie
Jeżeli lecisz na Teneryfę, to jest jakieś 96% szans, że będziesz na południu wyspy. W moim wypadku, było to Los Cristianos, prawdziwie turystyczne i trochę snobistyczne. Wybierasz się na Teneryfę, ale chcesz poznać ludzi? Chcesz odsunąć się od całego głośnego tłumu, pamiątek, pseudo fakirów i napitych nastolatków? Może po prostu nie znosisz upałów i wolisz chłodniejszy wiaterek? Znajdź miejsce w Garachico (na północy, o czym poniżej). Nieszczęśliwie trafiłeś do Los Cristianos, Los Americanos? Nie szkodzi. W Tabernie mają najlepsze krewetki jakie kiedykolwiek jadłam. Zamów do tego białą Sangrię, jeżeli naprawdę jest Ci przykro, że tkwisz na południu. Jak jest Ci przykro tylko trochę, też zamów.
Po drugie: Teide
Teide to obowiązkowy punkt każdego wypadu na tą wyspę. A właściwie Pico del Teide, liczący 3718m npm. To najwyższy hiszpański wulkan, w dodatku czynny. Był uważany za hiszpański Olimp. Warto wspomnieć, że żeby wejść na sam szczyt, trzeba mieć specjalne pozwolenie, które powinno załatwić się parę miesięcy wcześniej. Zadyszka jest, ale jak tylko dotrzemy na górę – widok zapiera dech w piersiach. Zza mgły wyłaniają się kontury kolejnych Wysp Kanaryjskich, a my możemy poczuć absolutną wolność. Powietrze jakieś takie nie tylko rzadsze, ale bardziej satysfakcjonujące. Widok z Teide to po prostu widok, po który warto się wspinać!
Kiedy mówimy o „obowiązkowych punktach” to powinnam napisać też o północnym Loro Parku, który jest w rzeczywistości ogromnym zoo i drugim takim parkiem na świecie, a pierwszym w Europie. Ale, przepraszam z tego miejsca wszystkich wielbicieli papug, jest to w mojej opinii lekko przereklamowane.
Po trzecie: dajmy sobie czas
Jak przy każdym wyjeździe, nawet tym najbardziej intensywnym, najbardziej zorganizowanym czy najbardziej społecznym. Dajmy. Sobie. Czas.
Pisałam o tym między innymi we wpisie o idei slow life (link tu: >>KLIK<<). Każdy z nas potrzebuje wyciszenia i spokoju. Podobno artyści pracują najciężej właśnie na wakacjach – wypoczywając, zwalniając tempo i dając sobie czas, nasze komórki są zdolne do większego wysiłku kreatywnego. Po małym odpięciu możemy więcej, lepiej i częściej. W wielu aspektach.
Na Teneryfie, miejsc, w których uda nam się uciec od zgiełku i turystycznego obłędu, jest dość sporo. Las Canadas, Narodowy Park lasów kanadyjskich, który otacza wulkan, to idealna samotnia. I moje ulubione miejsce na wyspie. Mając lepszy samochód, najlepiej jakiegoś jeepa, możemy pozwolić sobie na offroad, w innym wypadku – warto się po tych lasach przejść. To jedyne miejsce, gdzie szyszki są wielkości dwóch pięści i jedyne towarzystwo, które masz w pakiecie to wszędzie biegające jaszczurki.
Woda wycisza i idealnie relaksuje. Ocean mamy wszędzie, ale nie wszędzie możemy go doświadczyć. A już na pewno nie o godzinie 13, kiedy włoskie dziecko obok nas szuka swoich kąpielówek, które gdzieś zabrała mu fala. Na północy, w Garachico, lub na północnym zachodzie, w Bueneviście, ale także w nieszczęsnym Los Cristianos mamy niesamowite klify, na których możemy posiedzieć i pokontemplować. W Garachico nasz komfort i experience o tyle się zwiększa, że możemy po tych klifach zejść i zwyczajnie się wykąpać. Każdemu serdecznie polecam (tym razem absolutnie nie po sangrii!)
Po czwarte: dżem
Vilaflor to miejscowość, od której, patrząc z południa, zaczynają się te piękne kanadyjskie sosny. Położona jest na trasie do lokalnego olbrzyma. Aparat jest tam naszym ekwipunkiem obowiązkowym – cała kręta dróżka prowadząca nas do wulkanu, zasypana jest tak zwanymi photostopami, które gwarantują świetne widoki i panoramy. Na jednym z większych photostopów w drodze do Teide jest facet, który wygląda jakby za chwile miał zacząć jodłować. Nie ignorujcie go. Gość sprzedaje własnoręcznie robione dżemy i wódkę z kaktusa. Jechałam do tego pana w sumie trzy razy, tylko po to, żeby zrobić zakup. Mój tata miał mnie serdecznie dość, ale było warto. Obok prześmiesznego kaktusowego jodlarza dzielnie stoi facet z kozami. Ubrany w skóry jaskiniowiec pobiera jedno euro od zdjęcia (z nim, albo z jego kozimi bejbis!) Nie korzystałam, ale jeżeli ktoś lubi tego typu rozrywki, to jak najbardziej.Nie podałam wielu miejsc, o których typowe przewodniki trąbią. Mogłabym wspomnieć o centro historico i o różnych castillos, które na wyspie się znajdują, ale wiem, ze nie każdego będzie to interesować. Ostatnią rzeczą, którą warto polecić, są latarnie, hiszpańskie faro. Na linii brzegowej jest ich dość sporo, a każda ma swoją niepowtarzalną historię.
Teneryfa to miejsce różnorodne. To parę światów, całkowicie innych od siebie planet na wspólnych dwóch tysiącach metrów kwadratowych. To prawie trzydzieści stopni w jednym mieście i siedemnaście stopni pare kilometrów dalej. To żar słońca i gęsta, wilgotna mgła, klify i lasy, kraterowe pustynie wyplute przez wulkan i wysokie sosny. Tam naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie.
Wracając, lądowałam w Berlinie o 23. Przed 7 byłam w domu. Po dwóch godzinach snu na tylnich siedzeniach toyoty, dzielnie pomaszerowałam pod prysznic i godzinę później jechałam na rozpoczęcie roku. Nie żałuję.
Moje troszkę prześmiewcze traktowanie wypoczywających cały dzień na leżakach turystów jest oczywiście przesadzone. Każdy podróżuje jak lubi. Jeżeli sprawia Ci przyjemność smażenie się w trzydziestostopniowym upale, a Twoje serce rozpiera satysfakcja zajętego miejsca przy hotelowym basenie – nie ma problemu. Ważne, żebyś wypoczął. Ale nie miej później do nikogo pretensji, ile Cię ominęło;)
Iwona Gogulska
30 sierpnia, 2017 at 3:39 pmFajna ta Teneryfa 🙂
Klaudyna Maciąg
30 sierpnia, 2017 at 7:01 pmZdjęcia naprawdę wgniatają w fotel. W sumie nigdy nie interesowałam się Teneryfą i nie przypuszczałam, że może być tak ciekawa i różnorodna.
Z Twojego opisu widzę, że najbardziej pasowałoby mi zakotwiczyć się gdzieś na północy regionu, żeby uniknąć szaleńczego tłumu turystów i przesadnego gorąca. Dobrze wiedzieć takie rzeczy 🙂 A nuż uda mi się kiedyś odbyć podróż w te piękne miejsca.
Gratuluję udanego wypadu!