ile kosztuje dorosłość?
Desperados kosztuje koło czwórki/piątki, na festiwalu z kija prawie dyszkę. Paczka fajek pewnie w okolicach 15. Wstęp do klubu też jakąś dychę, no może dwie, jeżeli wchodzisz późno, albo DJ jest naprawdę dobry. Szoty wódki za jakieś pięć-sześć złotych. Pamiętajmy jeszcze, że do tego wszystkiego dochodzą jeszcze koszty ubera, który zbawiennie odwiezie Cię do domu, po tych wszystkich imprezach, kiedy będziesz starać się nie zarzygać wycieraczki. To wychodzi drogo.
O trochę mylnej, choć powszechnej wizji pełnoletności, pisałam w 19-stu rzeczach, które powinnam wiedzieć dużo wcześniej. To oczywiście nie tak, że narzekam, jestem rozczarowana i nie jest fajnie, bo jest! Dalej uważam, że dojrzewanie było (i jest) o wiele gorsze, bo dochodzi wielka kumulacja emocji, uczuć i zmian, w których łatwo się pogubić. Ale dorosłość wcale nie jest taka kolorowa, jak ją malują. Dorośli ostrzegali nas przecież, że nie ma co się pchać i że potem jest tylko gorzej. I wiecie co? Mieli racje. Ja jeszcze nie mam kredytu, samochodu co za dużo pali i dzieci do wykarmienia, a już tupię nogami i marudzę, że nie na takie życie się pisałam. No to co? Zaczynamy użalkę!
Po pierwsze: cierpliwość
Bycie dorosłą osobą kosztuje mnie masę cierpliwości. Gdyby cierpliwość była ważona, to to, ile ja jej potrzebuję w dorosłym życiu, moglibyśmy przyrównać do trzech, czterech ciężarówek worków cierpliwości. Mam sporo znajomych po trzydziestce i widzę, jak mają zupełnie inne spojrzenie. Oni naprawdę na wszystko chcą czekać, a nawet jak nie chcą, to potrafią. A, dla przykładu, ja, jak się z kimś spotykam, to tydzień później wybieram już suknię ślubną i bukiety kwiatów i wypisuję smsy po pijaku, bo wystarczy mi 0.7 sekundy, żeby się zadurzyć. Nie wiem ile kosztuje worek cierpliwości w złotówkach, ale wiem, że dorosłość będzie mnie kosztować sporo czasu, zanim przestanę chcieć mieć wszystko od zaraz.
Po drugie: opanowanie
Litr wody butelkowanej kosztuje jakieś dwa złote w najbliższym spożywczaku. No chyba, że jesteś akurat na lotnisku, wtedy wydasz osiem, czyli tyle ile średnio kosztuje metr sześcienny wody na Pomorzu. Co, wedle moich obliczeń, daje tysiąc litrów za osiem złotych. Moja wypłata to więcej niż osiem złotych, co jest dobre i przydatne, bo ze swoim temperamentem i emocjonalnością będzie mnie przynajmniej stać na kubły zimnej wody, bolesne, ale często mi bardzo potrzebne. To, że chce wszystko szybko – to raz. A to, że najpierw mówię, a potem dopiero rozmyślam o tym, co właśnie wyszło z moich ust, to zupełnie inna sprawa.
Wiele rzeczy jest dla mnie problemem co najmniej tak dużym, jakim były rządy Ludwika XVI i oczekuję buntu miary Rewolucji Francuskiej, żeby to wszystko zatrzymać i naprawić. Nie umiem przyjmować rzeczy na chłodno, nie umiem dokonywać zdystansowanych analiz. I szczerze pisząc, nie mam pojęcia kiedy się tego wszystkiego nauczę. Ale przynajmniej już wiem, że dorosłość będzie kosztować mnie sporo opanowania.
Po trzecie: pieniądze.
A właściwie to DUŻO PIENIĘDZY
Ostatni tydzień był po brzegi wypełniony dorosłością. Poważnie! Zebrałam się w sobie, usiadłam do laptopa i załatwiłam mnóstwo ultradorosłych spraw; zapisałam się na uczelnię. A zaraz potem na kurs prawo jazdy i dzień później byłam już w ośrodku szkolenia kierowców, żeby podpisać to i owo, taka byłam z siebie zadowolona. Było pięknie, wszystkim mówiłam jaka to jestem dojrzała i dorosła, że tyle ważnych życiowych decyzji podjęłam i tak się zaczęłam interesować swoją przyszłością. Normalnie już czułam, że teraz mogę prowadzić poważne dysputy o kursie walut czy poziomie pkb w Paragwaju. I cały mój entuzjazm poszedł się kisić, jak w zeszły czwartek usiadłam do przelewów. No i tak pykło 260 złotych na uniwerek za rekrutacje, 1400 za prawko, a jeszcze czeka mnie lekarz, żeby potwierdzić, że jestem w pełni poczytalna i nikogo nie będę miała ochotę przejechać, nawet jak jakiś skończony dureń zajedzie mi drogę. A to nie wszystko.
Dojrzałość to też świadomość, nie? Przecież gadam Wam o tym non stop i propaguję i znów mówię i piszę i wtrącam. A świadomość to też badania, na które powoli będę się zapisywać. Po części – prywatnie, wyciągając z portfela kolejne pieniądze. „Przeglądy” – czy to kontrolne wizyty u ginekooga, czy badania mammograficzne, morfologiczne czy genetyczne – kosztują. Odchodząc od kwestii medycznych i wybiegając w przyszłość – już czuję na karku oddech wyssysającej ze mnie pieniądze stacji paliw. Planowałam przeprowadzkę, kupno auta, no i, co chyba najważniejsze, wrześniowe, samodzielne (bo dorosłe!) wyjazdy.
Będąc dzieckiem, w kółko słuchałam, że dorosłość to nic fajnego i jestem w najpiękniejszym wieku. Ciężko w sumie ustalić ramy czasowe tego „najpiękniejszego wieku”, bo słyszę to nieprzerwanie już od dobrej dekady. Mówili, że dorosłość to same problemy, kłótnie, rozwody, zawody, brak czasu, stres. Tak jakby to wszystko zaczęło pojawiać się w życiu człowieka dopiero po studiach. Rozumiałam i wcale nie czekałam na pełnoletność, będąc przygotowaną na te wszystkie ciosy i niepowodzenia, jakich doznaje statystyczny dorosły. Tylko, cholera jasna, chyba nikt mi nie powiedział, że ta dorosłość aż tyle kosztuje.
PS A tak naprawdę, to życie jest fajne i to od nas zależy, czy będziemy podchodzić do tego wszystkiego tak bardzo serio, ale czasami fajnie pomarudzić.
Miłego wtorku!
Jagodowa^^
27 lipca, 2017 at 5:38 pmDorosłość nie jest taka zła 😉 Mi też wszyscy mówili, że nie ma się do czego śpieszyć. Ale stwierdzam, że nie jest tak źle jak to wszyscy malowali. Chociaż jedynym minusem jest to, że od szkoły zawsze można było sobie zrobić wagary – chodząc do pracy już nie ma tak lekko 😉