„Clickbait” – serial o ciemnej stronie internetu, samotności i kłamstwach
Zaczyna się wspaniały dla każdej jesieniary okres w roku – chlapa, deszcze niespokojne, wichury za oknem. Wszystko to idealnie skomponowane z dużym kubkiem gorącej herbaty, dresami i kocem. No i Netflixem oczywiście! U mnie ta zmiana pogody świetnie zgrała się z nagłym remontem, więc nowy serial był jak znalazł. A zdecydowałam się, jak się okazało, na bardzo dobrą pozycję.
Clickbait został mi podrzucony przez Netflixa na pierwszej stronie tej platformy streamingowej. To powierzchownie serial o tym, jaką moc ma internet. O tym, że to, co klikamy, ma realne przełożenie na rzeczywistość, nie tylko wirtualną. Ale to też serial o tajemnicach, które trzeba wyjaśniać, a przede wszystkim serial o samotności.
Serial zaczyna się od rodzinnej kolacji – wspólnego świętowania urodzin matki rodzeństwa. Już od pierwszych scen czuć, że między córką (Pią) solenizantki a synową (Sophie) nie jest najlepiej. Córka wypija alkohol i wszczyna awantury, które kończy jej brat (Nick), wypraszając siostrę z imprezy. Kobieta idzie się wytańczyć do klubu, pije jeszcze więcej i wraca do domu.
Następnego dnia Pia wstaje i idzie do pracy. Jeden z jej pacjentów wspomina o nietypowym filmie krążącym w sieci i postanawia go włączyć. Na wideo widzimy zakrwawionego faceta trzymającego kartkę, na której napisane było „Wykorzystywałem kobiety” oraz drugą planszę z „Kiedy film osiągnie 5 milionów wyświetleń – umrę”. Mężczyzna z filmu to Nick, brat pielęgniarki. Nie trudno domyślić się jak szybko nabijają się wyświetlenia.
Zaczyna się walka z czasem, a siostra porwanego razem z synową starają się zrobić wszystko, żeby to zatrzymać i zapobiec śmierci brata. A także wszystko, by wyjaśnić dziwne, całkiem niepasujące do Nicka hasła, które trzymał na nieszczęsnym filmie.
Tak jak napisałam wyżej, serial okazuje się dużo bardziej złożony niż wydaje nam się na samym początku. Ciekawym zabiegiem jest skupianie każdego odcinku wokół jednej konkretnej osoby, przez co mamy możliwość zaobserwowania sytuacji z wielu perspektyw. Przez kolejne odcinki sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, choć na samym początku zastanawiałam się, czemu prawie cała historia została zawarta w pierwszym odcinku serialu.
Co jest jeszcze ważne – ja nienawidzę przemocy, ale uwielbiam kryminały. Bardzo trudno jest mi znaleźć coś, co mnie zainteresuje, ale nie będzie pełne krwi i brutalności. W Clickbaicie takich momentów agresji było naprawdę mało i jako osoba bardzo wrażliwa na tym punkcie dałam radę. Jeżeli ktoś podobnie jak ja lubi kryminały, ale nie lubi oglądać masakry na ekranie to polecam Broadchurch, w którym kadry ciał nigdy (lub prawie nigdy – nie pamiętam!) nie są pokazywane.
Clickbait to cała pajęczyna zależności bazowanych na kłamstwie i, jak się potem okazuje, wielkim nieporozumieniu. Nie chcę tu Wam spoilerować, ale ten serial połknęłam w dwa dni (pełne kucia, wiercenia i kurzu) i nie mogłam się pozbierać. Uwielbiam ten stan kiedy po skończeniu jakiejś pozycji – czy to książki czy to filmu – moja głowa nadal jest w tym wymyślonym świecie. Szczerze – bardzo mną to wszystko wstrząsnęło i dało do myślenia. Także o tym, jak wiele osób w związkach czuje się samotnie. Ale to już temat na inny wpis.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z serialu Clickbait.
Leave a Reply