5 DNI DOOKOŁA ISLANDII – południe, Złoty Krąg, sekretny basen, wschodnie fiordy |z gniazdem przez świat

Dla tych, którzy przegapili pierwszy, organizacyjny wpis o Islandii (o tym, co spakować i jak spakować się w plecak, jakie auto wybrać, kto może wypożyczyć auto, ile zapłaciliśmy za wypożyczenie i jakie są dodatkowe koszta oraz o tym, czy w 5 dni zdąży się objechać wyspę dookoła +islandzka playlista) – link tutaj: >>KLIK<<.

Dzisiaj drugi wpis o Islandii z pierwszą częścią (z dwóch) szczegółowego planu wyjazdu. Na samym dole udostępniam Wam też listę zapisanych punktów na mapie google. Polecam pobrać mapę offline Islandii w aplikacji, odpalić moją listę i tak się nawigować – od punktu do punktu – bez włączania internetu. Zapinajcie pasy, zaczynamy!

szczegółowy plan wyjazdu

dzień 0 – przyjazd

W Keflaviku (miasteczko położone na południe od Reykjaviku, w którym znajduje się lotnisko) wylądowaliśmy około 20:30. Odebraliśmy auto (szczegóły w poprzednim wpisie) i wyjechaliśmy na krajową 1-nkę (na Islandii jest obwodnica dookoła kraju i jest nią droga numer 1). Jadąc południem dojechaliśmy na noc do Reykjadalur Hot Springs Water, miejsca, w którym można moczyć tyłek w ciepłej rzece. Znaleźliśmy tam parking (razem z toitoiami z umywalkami (!)) i zaparkowaliśmy w trawie „na dziko”. Rano okazało się, że jest zakaz takiej swawoli, którego nie zauważyliśmy, bo było strasznie ciemno, więc ostrzegam i nie propaguję (spać można tylko w wyznaczonych miejscach – kempingach).

dzień 1 – południe: 2/3 złotego kręgu i sekretny basen

Rano okazało się także, że żeby dojść do tej słynnej rzeki, w której można posiedzieć w kostiumie kąpielowym i się wygrzać, potrzeba godziny marszu. Mieliśmy naprawdę dużo planów (tym bardziej na południu!), więc odpuściliśmy. Zjedliśmy zupki chińskie i przywitała nas tęcza – nad autem, z dwoma końcami, w pełnej okazałości. Skorzystaliśmy z łazienki, napełniliśmy butelki wodą ze źródełek i pojechaliśmy do Selfoss zobaczyć Kerið (Kerid) – jezioro wulkaniczne wewnątrz krateru wulkanu Grimsens. Wejście to 400 ISK od osoby. (Tylko pojedyncze turystyczne atrakcje na Islandii są płatne).

Następnie pojechaliśmy wgłąb lądu – do największego czynnego gejzera na wyspie – gejzera Strokkur. Strokkur wybucha co 6-10 minut wyrzucając, jak podaje wikipedia, „słup wody o szerokości trzech metrów na wysokość 30 metrów”. To naprawdę wygląda niesamowicie (no i nie trzeba długo czekać na coś tak spektakularnego, a jak się przegapiło przez nieuwagę – można poczekać na kolejny wystrzał).

Nieopodal znajduje się także drugi, choć mniejszy, czynny gejzer – Geysir. Na pewno warto wybrać się, żeby to zobaczyć. Idąc w kierunku Strokkura, mijamy pełno małych „bulbulatorów”, które bąblują i dymią wodą o temperaturze 80-100 stopni. Przy okazji zatrzymaliśmy się na kawę i warkocz klonowy w pobliskiej knajpce. Obok parkingu w jednym budynku znajdziecie chyba cztery różne knajpki/kawiarnie i spory sklep z pamiątkami (także takimi naturalnymi jak islandzkie swetry! Bardzo przyjemne miejsce.

Po gejzerach podjechaliśmy kawałek zobaczyć wodospad Gullfoss, który, z perspektywy czasu, oceniam jako jeden z najpiękniejszych na Islandii. Gullfoss – złoty wodospad – mieści się na terenie parku narodowego i jest naprawdę zapiera dech w piersi. Jego większa kaskada liczy wysokość 21 metrów, druga 11. Żadne zdjęcie tego nie odda – musicie pojechać! Tym samym zrobiliśmy 2/3 trasy zwanej „Złotym Kręgiem”, w skład której wchodzą dolina Haukadalur znana z aktywności geotermalnej (czyli obecności właśnie Strokkura & Geysira), wodospad Gullfoss. Trzecim elementem jest park narodowy, który zaliczyliśmy ostatniego dnia (o tym będzie we wpisie już za tydzień!).

Jadąc ciągle w stronę południa, w kierunku miasteczka Vik, zajechaliśmy zobaczyć drugi wodospad – Seljalandsfoss. Ten wodospad ma 60 metrów wysokości i jest o tyle unikatowy, że można go obejść na około – za nim znajduje się „jaskinia”, do której można dotrzeć specjalną ścieżką. Cała skała porośnięta jest zielonkawymi roślinkami i kiedy to się widzi, nie sposób kwestionować wiarę Islandczyków w trolle.

Na koniec dnia pojechaliśmy do wspaniałego, sekretnego miejsca, którego nie ma ani na mapach ani często w przewodnikach turystycznych. To miejsce to najprawdopodobniej najstarszy naturalny basen na Islandii. Seljavallalung ma ponad 100 lat, jest czyszczony raz w roku i naprawdę trudno go znaleźć. Błądziliśmy ze 30 minut, kiedy znaleźliśmy odpowiednią ścieżkę, potem czekał nas 30 minutowy spacer między dwoma wzgórzami.

Basen razem z charakterystycznym budynkiem obok – szatniami (bardzo „partyzanckimi”) jest zupełnie niewidoczny – ani z drogi, którą jedzie się samochodem, ani z pieszej ścieżki, która do niego prowadzi. Jak do niego dotrzeć? Jadąc krajową jedynką od Reykjaviku w stronę Viku (miasteczka na południowym koniuszku Islandii) trzeba skręcić w PIERWSZĄ odnogę drogi 242 Raufarfellsvegur. Gruntową drogą dojeżdżamy do parkingu, zostawimy auto, bierzemy ręczniki (stroje najlepiej mieć już na sobie, ale w szatni można się przebrać), ciuszki „na zmianę” i idziemy wzdłuż rzeki. Rzeka Was zaprowadzi, po prostu idźcie! Czasem trzeba ją przekroczyć skacząc po kamieniach, ale wtedy wystarczy znaleźć najbezpieczniejsze miejsce 🙂

Czy woda jest w basenie ciepła? Tak! Nie gorąca, jak w termach, ale jest naprawdę ciepła! Czy jest czysto? Cóż, stopy ślizgają się po glonach, ale jest w tym coś dzikiego i pasuje do całej pięknej scenerii jaką możemy podziwiać podczas kąpieli.

Po kąpieli podjechaliśmy jeszcze na lodowiec Mýrdalsjökull, czwarty największy lodowiec na Islandii z powierzchnia 596 km2 (stan na 2011 rok). Lodowiec wydaje się powoli „zamykany” i ogradzany, więc nie wiem, czy przy okazji Waszego wyjazdu wstęp tam nie będzie już wzbroniony. Pod czapą lodowca jest czynny wulkan – Katla. Powierzchnia lodowca pokryta jest czarnym pyłem, piachem i kamieniami. To niesamowity kontrast, który nieustannie przypomina o swoim skrywanym wulkanicznym klejnocie.

Wieczorem podjechaliśmy jeszcze do Sólheimasandur, jednego z najsławniejszych miejsc na Islandii – wraku samolotu z 1973 roku. Przy awaryjnym lądowaniu amerykańskiego Douglasa Super DC-3, cała załoga przeżyła, a samolot porzucono na plaży i od tamtej pory właśnie tam sie znajduje. Przyjeżdżając na miejsce odkryliśmy, że do samolotu dzielą nas 2 godziny pieszo, było późno i odpuściliśmy. Jeżeli jednak znajdziecie na to czas – być może warto to zobaczyć.

Na nocleg zjechaliśmy do miasteczka Vik, wykupując miejsce na lokalnym kempingu, na którym mieliśmy i wifi i dużą, wyposażoną stołówkę, w której późnym wieczorem siedziało jeszcze sporo ludzi.

dzień 2: południe (Vik i Myrdal) i wschodnie wybrzeże

Drugi pełny dzień zaczęliśmy od zwiedzania pięknych plaż. Reynisdrangar (Reynisfjara Beach) to plaża na południu Islandii, położona pod górą Reynisfjall. Znana ze swoich bazaltowych form skalnych i czarnego piasku została w 1991 roku uznana za jedną z najpiękniejszych nietropikowych plaż na świecie. Żeby to zobaczyć, najpierw pojechaliśmy na Black Sand Beach, gdzie nad czarnym piachem unosiła się z rana gęsta mgła, a potem objechaliśmy górę z drugiej strony. Po drugiej stronie (tej bardziej zachodniej) znajdowała się informacja o potężnych i odbierających życie falach, a skały, uformowane jak prostopadłościany z ciastoliny, wyciśnięte ze specjalnej maszynki albo odlane z form, zapierały dech w piersiach.

Z plaż przejechaliśmy się nad kanion Fjaðrárgljúfur. Fjaðrárgljúfur ma 2 kilometry długości i kilka widokowych punktów na zdjęcia. Szczelina sięga 100m głębokości i z tego co widziałam, kanion można oglądać także z dołu. Jak podaje wikipedia, kanion Fjaðrárgljúfur, „jest zbudowany głównie z palagonitów, które powstały około 2 miliony lat temu. Sam kanion został uformowany pod koniec ostatniej epoki lodowcowej około 9 tys. lat temu. W trakcie wycofywywania się lodowca powstało jezioro, z którego wypływała rzeka o dużej sile, zdolnej do wytworzenia kanionu.” Kanion wywarł na nas ogromne wrażenie, naprawdę bardzo polecam zobaczyć to, co sama natura wyrzeźbiła.

Następnym punktem był wodospad Svartifoss, ale po drodze do niego trafiliśmy na Skeiðará Bridge Monument. Most Skeiðará był kiedyś częścią obwodnicy i był najdłuższym mostem na Islandii. Przez wybuch wulkanu Vatnajökull w 1996 roku, ogromne części lodowca uległy stopieniu, co w konsekwencji spowodowało powodzie. Lodowcowe odłamki zniszczyły most i jedyne co z niego pozostało to krótka, poskręcana część, będąca teraz mało turystycznym i mało znanym pomnikiem.

Po zdjęciach trafiliśmy na parking do Svartifossa, do którego dzieliło nas około 30-40 minut marszu (pod górę). Svartifoss znajduje się na terenie parku narodowego Vatnajökull. Swój wyjątkowy wygląd zawdzięcza otaczającym go ciemnym kolumnom lawy (bardzo podobnymi do tych prostopadłościanów, które spotkaliśmy na plaży w Vik). Kolumny z bazaltu widoczne w obu tych miejscach podobno są ogromną inspiracją dla artystów – widać to na przykłądzie najbardziej znanego islandzkiego kościoła – Hallgrímskirkja w Reykjaviku. Ale nie wyprzedzajmy faktów – stolicę zostawiliśmy sobie na ostatni dzień naszej podróży 😉 Wracając do Svartifossa – czy warto? Zobaczyć go oczywiście, że tak. Ale jeżeli mamy napięty grafik i nie chcemy tyle „marszować” – myślę, że spokojnie można ten punkt odpuścić (tym bardziej, jak widziało się już kolumnowe formacje wcześniej).

Obok Svartifossa jest Svínafellsjökull – lodowiec, do którego można dojść pieszo – dwie godziny z parkingu, na którym zaparkowaliśmy, żeby dojść do Svartifossa. Możemy też przejechać się samochodem bliżej lodowca i zaparkować zaraz obok niego (co polecam, jeżeli ktoś ma mało czasu). To pierwszy lodowiec, na którym mogłam zaobserwować specyficzny błękitny kolor na lodzie. I chociaż kręcono tam sceny do Interstellara, moim zdaniem to nic, w porównaniu z tym, co widzieliśmy chwilę potem.

Zebraliśmy się znowu do auta i ruszyliśmy w kierunku najsłynniejszego lodowca na Islandii, który podobno był scenerią dla wielu hollywoodzkich filmów (Die Another Day i A View to a Kill z Jamesem Bondem, Tomb Rider, Batman Begins). Laguna Jökulsárlón jest częścią parku narodowego Vatnajökull i ma w sobie piękny, islandzki klimat. Niespotykany, filmowy błękit lodu jest czymś, czego nie da się opisać. W tej pięknej jökulsárlónskiej scenerii kręcono nie tylko filmy, ale też teledyski – m.in. Bon Iver „Holocene”, o czym nie wiedziałam dodając wcześniej tę piosenkę do naszej islandzkiej playlisty (link na dole wpisu!). Niesamowicie jest patrzeć na tak nienaruszalną (a może „jeszcze nienaruszoną”:() przez człowieka przyrodę. Coś pięknego. To, o czym przypomniałam sobie kilka dni później, to Diamond Beach, z wielkimi kawałkami lodu, o której zapomnieliśmy (tak, wiem, wtopa). Polecam dodać do swojego planu wycieczki! Słyszałam, że są także wycieczki do lodowych jaskiń – jeśli mamy więcej czasu niż 5 dni na objechanie wyspy, to na pewno jest to coś o czym warto poczytać i rozważyć 🙂

Nocą pojechaliśmy do Hofn. Zjedliśmy w Z Bistro, jedzenie było bardzo dobre. Fish&Chips idealne (chociaż tłuste, ale taka specyfika), moja pizza z homarem też dobra – mięso było (za) mocno rybne, ale bardzo, bardzo delikatne. Podjechaliśmy po posiłku jak najdalej na północ, żeby rano być możliwie blisko do zaplanowanych miejsc i tym samym nocowaliśmy w Fossardalur. Z rana spotkał nas cudowny widok budzącej się do życia Islandii, gór i małych wodospadów spływających po skałach.

lista zapisanych punktów na mapie google (do nawigowania offline)

Tak jak napisałam wyżej, udostępniam swoją listę zapisanych punktów, które macie naniesione od razu na mapie. Wystarczy pobrać mapę Islandii offline (aplikacja Google Maps -> trzy kreseczki (u góry po lewej) -> Mapy offline -> Pobierz mapę offline; tam zaznaczacie obszar jaki chcecie pobrać (Islandię trzeba „na dwa razy”) i możecie nawigować się bez używania internetu, od punktu do punktu. Na mapie zaznaczone są (chyba) wszystkie miejsca, w których byliśmy (a może i więcej).
Link do listy punktów: >>KLIK<<

zdjęcie wstydu

Zgodnie z obietnicą, publikuję kolejne „zdjęcie wstydu”, tym razem z kanionu.


Za tydzień opublikuję drugą część szczegółowego planu wyjazdu. Jeżeli chcielibyście więcej zdjęć – zapraszam na swojego instagrama (@barbgrabowska) i przeszukanie hasztaga #zgniazdemprzezświatICELAND.

Share This:

Leave a Reply