Metincamp – o spotkaniu ludzi z internetu
Już dawno chciałam napisać o tym, jak to się stało, że grupa osób z internetu wyjechała w Bieszczady i została przyjaciółmi, ale mi umknęło, więc może to jest ten czas, żeby opisać jak głupia gra internetowa pomogła nam przetrwać początki pandemii i od razu napisać o tym, co my widzieliśmy w Bieszczadach*.
Być może część z Was zna taką grę MMO RPG jak Metin2. Ba, jest szansa, że są wśród Was osoby, które za dzieciaka spędziły pryz niej wiele godzin – tak, jak ja. Ja dość szybko wpadam jak śliwka w kompot i nie mam podzielnej uwagi, więc kiedy zaczęłam w wieku jakiś 10 lat grać w Metina to żadna inna gra nie miała dla mnie znaczenia.
Grało w to naprawdę mnóstwo osób, łącznie z moją sąsiadką w tym samym wieku co ja i jej bratem, którzy mi tę grę pokazali. Grali w nią chłopcy z mojej klasy i koledzy z sąsiedztwa. Grała też moja kuzynka – Nina – która jedyna, z całego mojego kuzynostwa jest ze mną równolatką (reszta kuzynek i kuzynów jest dużo młodsza). Obsesja po kilku latach minęła, do Metina wracałam co kilka lat na moment i ponownie opuszczałam serwer. Aż w końcu z tego wydoroślałam, a przynajmniej tak myślałam.
W marcu 2020 roku wyszłam z uczelni zakładając się ze znajomymi, kiedy nas w końcu zamkną. W tym czasie różne placówki powoli zamykały się przez wkraczający do Polski Covid. Była środa, a ja mówiłam, że najpóźniej potrzymają nas na miejscu do poniedziałku. Moja znajoma powiedziała, że mamy conajmniej jeszcze 2 tygodnie. Na zajęcia stacjonarne nie wróciliśmy następnego dnia, ani każdego kolejnego.
Któregoś dnia słuchając wykładów zdalnych odpaliłam grę dzieciństwa. Zaczęłam namawiać swoich znajomych ze studiów do zagrania, żeby jakoś zabić czas. Odezwałam się do kuzynki, która też odpaliła po latach starą grę i zaczęła wciągać swoich znajomych, którzy dawno temu też w to grali. Koniec końców, mieliśmy prawie 10 osobową ekipę, która dzień w dzień, wieczór w wieczór i noc w noc rozmawiała ze sobą na Discordzie (aplikacja do czatu i rozmów audio/wideo), grała ze sobą codziennie od rana do zmierzchu, śmiała się i stała się dla siebie super bliska.
Wydaje mi się, że reszta drużyny się ze mną zgodzi, ale na wszelki wypadek będę mówić tylko za siebie: te nasze codzienne rozmowy o głupotach, picie wina do nocy przy zbijaniu potworków było dla mnie ratunkiem. Ucieczką od strachu o moich najbliższych, od tego, że nie mogę widzieć się z moich chłopakiem, rodziną, przyjaciółmi. Pomocą na izolację i marazm, w który wtedy zaczęłam wpadać i który zaczął mnie zabijać – a na pewno moją motywację do tworzenia, na przykład treści tutaj.
Graliśmy i rozmawialiśmy ze sobą codziennie, a potem padł pomysł, żebyśmy wyjechali razem w Bieszczady na Metincampa, żeby pograć ze sobą na żywo. Śmialiśmy się z tej głupoty kilka miesięcy, a w sierpniu siedzieliśmy razem w jednej rozgrzanej ruskiej bani dopasowując twarze do głosów, które kiedyś słyszeliśmy w słuchawkach codziennie. W ciągu całego wyjazdu laptopy z grą włączyliśmy tylko raz – ostatniej nocy.
Nie będę tu wchodzić w szczegóły opisujące naszą paczkę, ale tamten wyjazd był naprawdę wyjątkowy. Wyjeżdżając z Bieszczad od razu mówiliśmy o tym, że za rok widzimy się w tym samym miejscu. I chociaż przez ten rok już mniej ze sobą rozmawialiśmy – życie z online wróciło do offline i nie było czasu na granie, to byliśmy ze swoimi codziennościami na bieżąco.
W 2021 wyjechaliśmy w Bieszczady ponownie, a niedawno wróciliśmy ze wspólnego weekendu w Warszawie. Organizujemy swoje własne święta na kamerkach, podczas których otwieramy od siebie prezenty, dzwonimy do siebie w Nowy Rok o północy. I chociaż nie gramy już tak często jak kiedyś i w tym roku nie wyjeżdżamy razem w Bieszczady**, to nie wyobrażam sobie, żebyśmy kiedykolwiek przestali się przyjaźnić.
*Jako, że popełniłam ten spory wstęp, który, opisując jak to się stało, że znalazłam się (dwukrotnie) w Bieszczadach) stał się odrębnym wpisem, uznałam, że o samych Bieszczadzkich atrakcjach napiszę w oddzielnym tekście.
**Tak jak napisałam, w tym roku nie wyjeżdżamy razem w Bieszczady. Wyjeżdżamy razem na Mazury. I to w jeszcze większym składzie niż poprzednio!
Leave a Reply