jesteśmy wkurwione. i co dalej? | o protestach w szczycie pandemii

PiS dopiął swego. Domknął w Polsce piekło kobiet, praktycznie zakazując legalnej, bezpiecznej aborcji. Ba, wiedział, że tym samym wypowiada kobietom i osobom z macicami wojnę. I to wojnę w samym środku pandemii, w szczycie szczytów zachorowań. Bo narażenie naszego zdrowia i życia w związku z zakazem aborcji to za mało – trzeba nas też zmusić do tego, żebyśmy wychodziły na ulicę i maszerowały w tłumie wkurwionych ludzi. Tylko po to, żeby potem także statystyki i krzywa zachorowań była przeciwko nam.

Może (ponownie) zostanę uznana, za „nieprawdziwą feministkę/aktywistkę”, po tym, co napiszę, ale trudno: tym razem nie wyszłam na ulicę. Nie dlatego, że nie chciałam, nie dlatego, że nie byłam wystarczająco wkurwiona. Nie dlatego, że mi się nie chciało czy, że potajemnie popieram działania przemocowe, jakie państwo PiS regularnie wymierza w różne grupy społeczne w Polsce. Nie wyszłam na ulicę dlatego, że się boję. O moich bliskich, ciężko i przewlekle chorych, których miałabym potem na sumieniu.

Wiem, że dla wielu z Was są teraz sprawy ważniejsze niż Koronawirus i ewentualne zachorowanie na niego. Wiem, że wielu z Was regularnie izolowało się podczas całej pandemii, ale teraz powiedziało „dość” i uznało, że protest jest teraz priorytetem. Rozumiem Was. Pewnie krzyczałabym i maszerowała razem z Wami, gdybym potem mogła sobie pozwolić na dwa tygodnie izolacji. Prawa aborcyjne to prawa człowieka i trzeba ich bronić ze wszystkich sił. Nigdy jednak nie byłam fanką wzywania ludzi na barykady i uważania, że rewolucja musi być krwawa. Być może tak jest. Ale my potrzebujemy zmian systemowych.

jakie mogą być inne formy protestu?

Co gdy nie możesz lub nie chcesz protestować wychodząc na ulicę? Czy możesz zrobić „coś”, co da wyraz sprzeciwu? Oczywiście, że tak! Nie obwiniaj się, jeżeli nie maszerujesz z innymi – każdy daje z siebie tyle, ile może i chce i to jest wystarczające. Naprawdę. Jak można protestować inaczej, jednocześnie nie narażając swojego (i nie tylko swojego) zdrowia?

  1. Uczmy się od Białorusinek i Białorusinów. One i oni pokazali nam nie tylko, że można protestować długo, nieustannie i wciąż, ale także, że w dobie pandemii nie koniecznie musimy ściskać się w tłumie. Rozwiązanie o jakim mówię to protest samochodowy – wsiadamy w auta, blokujemy ruch, jadąc wolno i dając o sobie znać klaksonem. Pamiętajmy, że protest powinien być dotkliwy, żeby był protestem skutecznym, a zakorkowanie ulic na pewno będzie widoczne.
  2. Transparenty nie tylko w ręku na marszach – wywieszajmy solidarnościowe feministyczne flagi, postawmy karton z hasłem sprzeciwu czy zawieśmy wieszak w oknie domu, samochodu. Napiszmy coś na swojej maseczce – na przykład numer do „Aborcji bez granic”. To, co możemy zmienić sami/same to nasze najbliższe środowisko – na przykład zdanie sąsiadów.
  3. Dokonajmy apostazji, wypisujmy dzieci z religii. Tak, Kościół ma w tym naszym piekle nie mały udział. Żyjemy w czasach, kiedy wiara to niekoniecznie chodzenie do Kościoła, także absolutnie nie wymierzam swoich słów w osoby wierzące.
  4. Piszmy do osób odpowiedzialnych za piekło, w którym się znalazłyśmy. Dziesiątki albo i setki maili, wiadomości na Twitterze, może sparaliżować pracę tych, którzy zamierzają decydować o naszych ciałach.
  5. Możemy sparaliżować kraj nie idąc do pracy (i na przykład oddając wtedy krew, kto może oczywiście. Teraz są OGROMNE braki w bankach krwi więc możemy zrobić coś dobrego!). Wiem, że to akurat jest opcja bardzo nieinkluzywna – nie każda może na coś takiego sobie pozwolić. Moi dobrzy znajomi zaproponowali za to „godzinę bez telefonu”, kiedy to kobiety po prostu nie odbierają, nie odpisują i nie są online. W dzisiejszych czasach mogłoby zrobić to duże wrażenie, gdybyśmy przeprowadzili akcję na szerszą skalę.
  6. Przede wszystkim E-DU-KA-CJA. #Powiedzkomuś, powiedz komuś o tym, czym naprawdę jest aborcja. Opowiedz komuś o swojej historii. O poronieniu, o trudnej ciąży, o prawach kobiet. Edukuj! Bez zrozumienia tematu nadal będą dziać się złe rzeczy ograniczające naszą wolność. Nie chcesz opowiadać o sobie? Udostępniaj edukacyjne rzeczy. Podlinkowuję mój wpis o aborcji, nad którym spędziłam naprawdę długie godziny – wpis ma rzetelny i kompletne informacje na temat aborcji, nie jest (jeszcze!) zaktualizowany o decyzję Trybunału Konstytucyjnego – >>KLIK<<.
  7. Wpłać pieniądze na Aborcyjny Dream Team – grupę, która pomaga kobietom i osobom z macicami w kryzysowych sytuacjach. Link do zbiórki: >>KLIK<<.
  8. IDŹ NA WYBORY. Niech ta moc, energia i wkurwienie, które w sobie mamy od kilku dni, nie znikną, kiedy trzeba będzie iść do urny. Niech to wszystko, co nam próbują zrobić, nie zostanie zapomniane. Wybory są CHOLERNIE WAŻNE, ważniejsze od urlopu, wyjazdu, lenistwa, niedzielnego obiadu u rodziców. Serio! To ma REALNY wpływ na to, co się dzieje w naszym Państwie. Chodzisz na wybory? Świetnie. Następnym razem namów znajomych, którzy nie chodzą. Potrzebujemy tego.

Jakie są Wasze pomysły na bezpieczny protest? Może Wy macie propozycje, które mogłybyśmy/moglibyśmy wcielić w życie? Mówcie, burza mózgów jest potrzebna!

***

Oczywiście NIE neguję protestów ulicznych. Rozumiem je. Sama w innej sytuacji pewnie byłabym na ulicy. Jestem wdzięczna i dumna ze wszystkich, którzy wychodzą i pokazują swoją wściekłość. Ale mamy szczyt zachorowań, a ja najzwyczajniej w świecie martwię się o nas/Was – moje znajome, przyjaciółki, siostry. Martwię się o nas jako o społeczeństwo. Wiem, że służba zdrowia ledwo dycha a my jesteśmy w czarnej dupie – nie chcę, żeby nasze/Wasze życie było zagrożone i żebyśmy byli w jeszcze większym dole. Mam nadzieję, że rozumiecie przekaz.

Trzymajcie się wszyscy w tych pojebanych czasach. Bądźcie dzielne i odważne, ale też roztropne. Zdrowia i siły wszystkim <3

Share This:

Leave a Reply